czwartek, 15 września 2016

O zmianach w życiu i organizacji.

Ostatnim razem kiedy chciałam poruszyć ten temat na blogu miałam za dużo różnych spraw na głowie. Głównie chodziło wtedy o przeprowadzkę do "swojego" mieszkania i usamodzielnienia się.

Odkąd jestem na swoim minął miesiąc.  Sporo rzeczy już zrobiłam, dużo więcej jest jednak przede mną. Mam wrażenie, że najgorsze jest już za mną. Cały ten bajzel, przewożenie rzeczy z jednego mieszkania do drugiego, przyzwyczajanie się do nowego miejsca i obsesyjne myślenie czy wszytko będzie w porządku. Jak na razie nie jest źle, jako tako sypiam, do mieszkania dalej się przyzwyczajam, co chwila coś zmieniam, przekładam, wpadam na nowe pomysły. Poznaje sąsiadów i spędzam z nimi całkiem fajne wieczory w ogródku pod blokiem. Poznaje ich historie, a oni poznają moją. I nie spodziewając się tego wcale, to super, gdy po męczącym dniu mogę usiąść w spokoju na ławce i pogadać z kimś kto jest zupełnie nowy w moim życiu.  


W ostatnich dniach coraz częściej myślę o organizacji. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że miałam bardzo pracowity tydzień. Wiecie jak to jest : praca, dom, zakupy i cała reszta. Nie ma kiedy się porządnie wyspać nie wspominając już o jakimkolwiek relaksie. Podczas ostatniego tygodnia zobaczyłam jak szybko całkiem dobrze posprzątane mieszkanie można doprowadzić do takiego stanu, że sama się zastanawiam czy przypadkiem nie wybuchł żaden granat pod moją nieobecność.  Przykrym faktem jest to, że moje obawy się potwierdziły.

JESTEM BAŁAGANIARĄ!

I to normalnie taka do kwadratu.
Okej, żeby nie było zawsze starałam się swoje bałaganiarstwo tłumaczyć tym, że to czego będę potrzebować i tak znajdę bez problemu. Problem się robił kiedy nie mogłam tego znaleźć.  Niestety przy nadmiarze obowiązków jakimi w moim wypadku jest praca, zakupy i ogarnięcie całej reszty, doszło do tego, że sprzątanie to ostatnie o czym myślałam. Marzyłam o chwili spokoju i o tym, żeby ktoś za mnie zrobił obiad.  Opadłam z sił i jechałam na rezerwie. Długo się tak nie da, na całe szczęście już trochę się doładowałam.





Kilka dni temu po wielkich trudach w pracy postanowiłam nie dawać mojemu lenistwu pola do popisu i po pracy zabrałam się za szafkę z ciuchami. I szczerze Wam powiem, że nie znoszę tego robić, a jednocześnie uwielbiam. U mnie za każdym razem odbywa się to następująco. Najpierw jest faza oszołomienia pod tytułem " OMG Ile tego jest?!?!!" Potem następuje faza ekscytacji: " sto lat szukałam tej bluzki, tego swetra i tamtych spodni."  Na koniec przychodzi moment na fazę o nazwie " błagam niech to się w końcu skończy".

Nie prawda było by gdybym napisała ze nie jestem z siebie zadowolona. Jestem. I to bardzo.  Bo chociaż oczy chciałam podtrzymywać zapałkami a ramiona na sznurki przymocować do żyrandola to nie zostawiłam roboty w połowie i dokończyłam to co zaczęłam.  Napawa mnie to dumą z samej siebie, bo mam mentalność do tego, że zacznie coś i zostawię w połowie albo nawet i w jednej trzeciej, bo mi się odechciewa jak widzę ile jeszcze przede mną.

JEDNAK...

Zmusiło mnie to do pewnych przemyśleń. Otóż zawsze podziwiałam osoby które lubią sprzątać, są dobrze zorganizowane i nie mają problemu z tym, żeby spędzić aktywnie dzień.  Ja zawsze musiałam o to walczyć.
Postanowiłam, że i tym razem spróbuję kolejny raz. Wiecie wrzesień to całkiem dobra pora za wprowadzanie zmian, większa motywacja po wakacjach i te sprawy.  Problem jest tylko jeden. Za żadne skarby świata nie wiem jak mam się zabrać do tego wszystkiego co chciałabym zmienić. Wiem tylko, że muszę zacząć od małych kroków, bo ta metoda się sprawdza całkiem nieźle w moim wypadku  a do ogarnięcia też jest całkiem sporo.

Zabieram się za siebie i uciekam sprzątać dalej, bo pokój już woła o pomstę do nieba, niestety jak zrobię jedno to potem przez kilka dni nie robię nic. A samo się nie zrobi!


Dajcie znać jak Wy sobie radzicie z porządkami, utrzymywanie porządku itd. U mnie utrzymanie posprzątanego mieszkania graniczy z cudem. 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Z pamiętnika.. singielki!


Większość z Was,z łatwością potrafi powiedzieć kim jest Elka Kowalik, Natalia bądź Tajemniczy Samotny Wilk, ale na pewno nie wszyscy.  Ja potrafię. I tak jak Elka nie ma szczęścia w miłości. Tak jak ona, też kiedyś ukrywałam i dusiłam w sobie miłość do przyjaciela, i to mnie niszczyło. I choć udawałam przed nim, że wszystko jest okej serce pękało w pół. Jak widać u mnie nie skończyło się dobrze. Ciekawi mnie jak skończy się u niej, ale...


Dziś nie o tym. 

Chodzi o to, że... Ja też jestem singielką. (Moja historia jest opisana tutaj  ) I chociaż bywają dni, że wcale nie chce nią być to nic nie mogę na to poradzić, że jednak nią jestem. Wiele razy chciałam napisać Wam jak fajnie jest być singielką, jakie to super uczucie gdy jest się wolnym i nie kontrolowanym przez nikogo itd itd... Z drugiej jednak strony wiem, że jest to cholernie przykre, smutne i depresyjne zjawisko. Przynajmniej dla mnie takie po części jest.  Z tym wpisem noszę się od jakiś dobrych dwóch miesięcy i w sumie sama nie wiem co mam napisać oprócz tego że spóźniłam się z dodaniem go dokładnie miesiąc czasu. 


26 lipca 2016 r. minął rok jak jestem sama. 


Przez ten czas na prawdę sporo się wydarzyło. Spędziłam kilka miesięcy w domu wylewając morze łez, znalazłam pracę w której nie wytrzymałam tygodnia, bo strach wziął górę, odstawiłam na własną rękę otrzymane leki od psychiatry, które podobno miały pomagać, a było mi po nich jeszcze gorzej, przerwałam terapię, która nie wiele mi dawała na rzecz innej (na której nie byłam ani razu), uporałam się z dokończeniem liceum choć świat stanął mi na głowie, a szkoła to ostatnie o czym chciałam myśleć. Chciałam powiedzieć Ci (tej która to czyta bądź temu, który to czyta), że pozbierałam się (jeszcze nie w pełni)  i walczę o kolejne dni. 

Mam nową pracę, a w niej fajnych ludzi. Usamodzielniłam się i przeprowadziłam do swojego mieszkania. I chociaż często sobie nie radzę i wybucham płaczem z nadmiaru stresujących sytuacji, daje radę. Sama! No dobra, czasem z pomocą bliskich bądź znajomych. 

Jeśli ktoś zapytałby mnie czy zapomniałam, odpowiedź brzmiała by mniej więcej tak : Nie, nie zapomniałam o Tobie, nie zapomniałam tego jak się czułam przez ten rok, nie zapomniałam tego jak bolało i jak bardzo chciałam cofnąć czas, aby do tego nie dopuścić. Nie zapomniałam jednej z najpiękniejszych i najboleśniejszych historii swojego życia. Zdałam sobie sprawę, jak mocno wyryłeś mi się w głowie i sercu, ale zapomniałam już jak wyglądały nasze zwyczajne rozmowy, nasze kłótnie, nie pamiętam już słów jakie do siebie wypowiadaliśmy w danych sytuacjach, nie pamiętam Twojego głosu i pewnie gdyby nie propozycja dodania Cię do znajomych na facebooku pewnie dalej nie pamiętałabym jak tak na prawdę wygląda Twoja twarz. Ta prawdziwa, a nie ta udoskonalona w wytworach wyobraźni i zamazanych wspomnień. 


I chociaż są momenty, gdzie jest mi tak cholernie źle, że wybucham hektolitrami łez "BO TY JUŻ KOGOŚ MASZ A JA NIE! " to tak na prawdę wiem, że w życiu bym do ciebie nie wróciła. Wiem to, bo gdy pomyślę jak bardzo jestem wściekła na to co mi robiłeś, zdaje sobie sprawę, że to Ty nie zasługiwałeś na mnie a nie na odwrót. I pomimo tego,  że układasz sobie życie z kimś innym, a ja dalej w jakiś sposób tkwię w miejscu - powstrzymuje mnie jedno. Nie mam pojęcia co tak na prawdę dzieje się w Twoim życiu, czy jesteś z nią szczęśliwy, czy może każdego dnia myślisz o mnie i żałujesz ( w to akurat wątpię, nie jesteś facetem, który przyznaje się do błędu), jedno jest pewne : 


Nigdy więcej nie wejdę w taką relację.

Nauczyłam się, że nie chce nigdy, przenigdy więcej być z kimś kto będzie miał takie same negatywne cechy, które miałeś Ty, że nigdy więcej nie pozwolę na to, żeby ktoś traktował mnie tak jak Ty to robiłeś, że nigdy więcej nie zwiąże się z kimś, kto nie umie rozmawiać z drugą osobą, szanować jej i liczyć się z jej zdaniem. 

I chociaż jest mi żal, że nie jestem z nikim w związku, zdaje sobie teraz sprawę z tego, że nie zadowolę się byle czym, nie zwiąże się z pierwszym lepszym gościem, by potem narzekać, że  On jest taki, siaki, owaki. Nie chcę przez najmniejszą błahostkę się rozstawać a potem wracać do siebie. Tak z milion razy. Takie sytuacje już przerabiałam, nie są fajne. Nie chce ich znów. 

Czekam na kogoś kogo będę mogła poznać, z kim będzie mi się dobrze rozmawiać i kogoś przy kim nie będę musiała się bać bycia sobą. Kogoś kto będzie rozumiał, wspierał i dawał siłę, gdy mi będzie tego brakować, kogoś z kim nie będę musiała się kłócić, aby w końcu mnie wysłuchał do końca. Czekam na kogoś z kim będę miała miliony niekończących się tematów do rozmów, w środku nocy, nad ranem, przy śniadaniu, albo nad brzegiem morza. 



Czekam na kogoś, kogo pokocham i kogoś kto pokocha mnie. 



sobota, 6 sierpnia 2016

Dużo.. a może jeszcze więcej?

Wiecie jak to jest? Nagle przychodzi Wam do głowy myśl o zrobieniu generalnych porządków w domu, ewentualnie w moim wypadku - przeprowadzka na swoje. 
I pakując się oczy coraz szerzej się otwierają, a w głowie ciągle pojawia się pytanie skąd to wszystko się tu wzięło. O! To z nad morza, a to z gór. Tamto to pamiątka od koleżanki, a to kupiłam za grosze na wyprzedaży. Mam ochotę krzyczeć. Wpadając na pomysł pakowania się w weekend nie wpadłabym na to, że przeglądając WSZYSTKO okaże się, że jest jeszcze więcej moich rzeczy niż tylko te na widoku. Biorę przecieram z kurzu, zaczynam się dusić i w ostateczności zastanawiam się czy tak na prawdę jest mi to potrzebne czy może czas się z tym pożegnać? Przecież już dawno zapomniałam o tym, że to mam. 



Jak pomyślę sobie o tym, ile rzeczy czeka jeszcze do spakowania, a z iloma się pożegnam to chyba jednak wcale nie jest mi lepiej. Może to z tego względu, że tych do spakowania jest tak ze 2, nie no dobra, ze 4 razy więcej! 

Do tego dochodzą jeszcze zakupy no bo stare trzeba zastąpić nowymi, pięknymi i całkowicie niepotrzebnymi rzeczami. O nie ! Tak nie może być. 

Uroczyście Wam przysięgam, że jak tylko uporam się z całą tą przeprowadzką, przewożeniem rzeczy i ogarnianiem drugiego mieszkania, załatwiania spraw zaległych i szkoły, która powinna znaleźć się zaraz za przeprowadzką to biorę się za siebie. Od nowa poczytam na temat minimalizmu i tego jak pozbyć się nie potrzebnych rzeczy. A co najważniejsze, wprowadzę je w życie! Od samego czytania to nie wiele się zmieni, prawda?


czwartek, 4 sierpnia 2016

Nie wszystkie powroty są łatwe

Nie ukrywam, że wiele razy w ciągu ostatniego miesiąca nosiłam się z zamiarem napisania tu czegoś, do końca sama nie wiem czego, ale chciałam napisać cokolwiek, aby wrócić. Jednak za każdym razem, gdy już wpadłam na jakiś genialny pomysł na post, to zaraz wypływało na wierzch jakieś ale. A to oklepany temat, a to nie wiem jak tytuł nadać albo jak w ogóle ugryź temat, żeby to kogoś zaciekawiło.

Mówi się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Moim zdaniem to zależy od domu, bo przecież nikt nie chce wracać do miejsca, które kojarzy mu się tylko ze złymi chwilami, smutkiem, cierpieniem, bądź strachem, prawda? Pewnie, że tak, ale co zrobić w przypadku, gdy to miejsce wcale nie kojarzy się tak źle,jest w naszej ocenie całkiem w porządku a powrót do niego jest tak ciężki.



Wiecie powrót do swojego lubego po kłótni jest prosty, oboje się staracie i jest lepiej, zaczyna się sielankowe życie.

W przypadku bloga jest trochę ciężej, ale nie tylko w przypadku bloga. Na głowie aktualnie mam przeprowadzkę i milion innych rzeczy związanych z nią i nie tylko. Cieszę się, bo to jakiś kolejny krok na przód w mojej wędrówce przez życie jako singielki tyle tylko, że wszystko okropnie mi się przesuwa w czasie co powoduje u mnie frustracje.

Przeprowadzka w moim wypadku to nie jest łatwa sprawa. Jestem mistrzynią w wymyślaniu wymówek i jak się na coś uprę to nikt mnie nie jest w stanie powstrzymać ani przekonać. Tak jest teraz z przeprowadzką i obawy jakie się z nią wiążą. Wyprowadziłam się na rok ze swojego mieszkania po rozstaniu, chciałam odpocząć, pozbierać się. Teraz gdy w reszcie czuje, że jest to czas najwyższy, aby tam wrócić, boję się. Boję się jak będę znosić samotność i natłok myśli, czy nie będę rozpamiętywać i płakać po nocach. Wydaje mi się, że każdy z nas ma prędzej czy później takie obawy w życiu i wiem, że nie jestem ani pierwszą ani ostatnią, która takowe ma. Staram się być dobrej myśli i oswajać z mieszkaniem na nowo, planuje, wymyślam, co będę robić, co zmienię, i jak wszystko ogarnę. To daje mi poczucie jakiejkolwiek kontroli nad tym co robię.

P.s.
Jednak jeśli znacie jakieś ciekawe sposoby jak uporać się z tym będę bardzo wdzięczna.

piątek, 15 lipca 2016

Uśmiechnij się - tak jest łatwiej.

Pamiętam jak jakiś czas temu stworzyłam swoją własną listę BEFORE I DIE. Znalazły się na niej 33 punkty. Są tam zarówno cele jak i marzenia. Jedną z takich rzeczy było to, aby nie brać do końca życia leków na depresje. I choć wtedy prawie rok temu, wydawało mi się, że bez nich sobie nie poradzę to proszę. Dziś mogę śmiało wykreślić ten podpunkt z tej listy. Kilka innych też.
Wiem, że marzenia dzielą się na te skryte głęboko ukrywane jak i te o których się mówi głośno, bo chcę się mieć jak największą motywację do ich spełnienia. I choć czasem jest tak, że nie spełniają się te które byśmy chcieli, to może nie zapominajmy o tych innych, troszkę mniejszych. Przecież one też są ważne, prawda?





Od jakiegoś czasu również wspominam Wam ciągle że planuje wprowadzić dużo zmian w swoim życiu. Wspominam o tym, dlatego, że chce aby więcej osób się o tym dowiedziało. Chcę mieć większą motywację do tego żeby je wprowadzać a przy okazji chce zadbać o siebie. O swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Jedną z takim zmian jest tok myślenia. Ja osoba z natury marudna, zrzędliwa, narzekająca na wszystko i wieczna pesymistka zrobiłam pierwsze kroki aby w końcu to zmienić. Przestałam narzekać, teraz zdarza się to przy grubszych aferach. Przestałam też szukać na siłę miłości swojego życia. Bycie z kimś po to aby tylko być to nic fajnego.
Zaczęłam brać życie takie jakie jest i cieszyć się z małych rzeczy. Zaczęłam dostrzegać plusy tam gdzie wcześniej ich nie widziałam. A co najważniejsze, moje relacje z ludźmi też się poprawiły.

Chcę nauczyć się żyć najlepiej jak się da, być najlepszą wersją samej siebie, i cieszyć się życiem. Chcę móc powiedzieć za jakiś czas, że jestem szczęśliwa. Nawet jeśli będę singielką. A wiecie czemu?  Bo wszystkie te zmiany jakie pomalutku wprowadzam robię dla siebie. Po to aby to mi żyło się lepiej łatwiej. Tak samo jest w słoneczny dzień, gdy nagrzewasz się słońcem a na usta wkracza uśmiech - od razu wszystko wydaje się łatwiejsze.


Przesyłam mnóstwo uśmiechu i pozytywnej energii. :)


czwartek, 9 czerwca 2016

Jestem dumna...

Wiecie jak to jest kiedy macie mnóstwo rzeczy na głowie, jesteście zmęczeni, poirytowani i marzycie tylko o chwili spokoju? Chwili podczas której nie będzie obchodziło Was nic prócz tego o czym sami zadecydujecie. Pewnie, że wiecie. Ja miałam tak przez ostatni tydzień w pracy. Niestety ponad 10 miesięcy przerwy w pracy robi swoje. Organizm się odzwyczaja i rozleniwia. Ostatni czas jest dla mnie bardzo intensywny. Dowiedziałam się, że moje problemy z żołądkiem wymagają diety, w pracy trzeba było być codziennie po 9 godzin co było dla mnie istnym maratonem i po 3 dniach miałam dosyć. Zakończyło się to tak, że po tygodniu takiej pracy mój organizm się zbuntował i leże teraz tydzień w domu na zwolnieniu, no ale ja nie o tym chciałam.

Chciałam o tym, że jak pewnie już większość z Was wie, jestem chyba najbardziej leniwą osobą pod słońcem. I mówię poważnie, gdyby wiedziała jak mam zarabiać na leżeniu całymi w łóżku z pewnością bym to wykorzystała i teraz byłabym milionerką. Niestety, nie odkryłam jeszcze tego magicznego sposobu na to, aby móc przeprowadzić się do willi z basenem, więc jak na razie zostaje mi ciężko pracować na moje zachcianki i wydatki. Jest tylko jeden problem. Wiecie jaki? CHOLERNIE MI SIĘ NIE CHCE!

Ostatnio straciłam zapał do pracy, przez pierwszy tydzień dzień w dzień sobie obliczałam ile już zarobiłam i na co będę mogła to wydać, gdy już dostanę pieniądze. Potem niestety przyszedł czas maratonu, czas takiego zmęczenia, że jedyne o czym marzyłam to sen, aby choć trochę odpocząć i nie czuć bólu nóg. Chciałabym zmienić swoje podejście. Wiecie codziennie rano wstaje z myślą, że tak cholernie mi się nie chce iść do tej pracy. Okej stanie na kasie nie jest szczytem moich marzeń, ale ta praca też nie jest taka zła. Przynajmniej można się trochę pośmiać no i non stop jestem wśród ludzi. To całkiem fajne uczucie.  Tylko najgorsze jest właśnie moje podejście, które nie wiem jak zmienić.
Jest to o tyle ciężkie, że nawet jak mam wolne (tak jak teraz - ze względu na chorobę) i niby mam czas, żeby zrobić coś na co nie mam czasu jak pracuje, to też mi się nie chce, ale...



ZMUSZAM SIĘ.

Nienawidzę tego uczucia, ale robię to i  potem czuję się lepiej. Czuje się szczęśliwsza, czuję się dumna z samej siebie, bo wiem jak bardzo mi się nie chciało czegoś robić, a jednak to zrobiłam. I to chyba jest najważniejsze? Chciałabym żeby każdy i każda z Was odnajdowała chociaż jedną małą rzecz w swoim codziennym życiu, z której jest dumna. Ja jestem.

Jestem dumna, że po raz pierwszy usmażyłam swoje placuszki z cukinii. Jestem dumna, że chociaż przez cały dzień szukałam sobie najróżniejszych wymówek, ugotowałam zupę, która wyszła idealnie. Jestem dumna, że pomimo tego jak bardzo nie chce mi się chodzić do pracy, to jednak po zwolnieniu pójdę do niej z nową energią. Jestem dumna, z tego, że chce coś zmienić w swoim życiu. Jestem dumna z tego, że choć idę małymi krokami i często się zatrzymuje, a czasem nawet trochę cofam to jednak z każdym kolejnym krokiem idę pomału do przodu. Jestem dumna z tego, że chce walczyć ze swoim lenistwem, choć nie jest to łatwe i za każdym razem chce odpuścić. I na koniec chyba najważniejsze - jestem dumna z tego, że się staram i wstaje po każdym upadku.

A Ty z czego jesteś dumny bądź dumna?


Jeśli spodobał Ci się wpis, proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. To one są najbardziej oczekiwane przeze mnie i cieszę się z każdej pojedynczej osóbki, która poświęci swój czas, aby napisać mi swoje zdanie.


niezdecydowana.

niedziela, 22 maja 2016

Przegląd miesiąca - MAJ

Ostatnim razem starałam się zrobić przegląd miesiąca w lutym. Jak mi poszło możecie sprawdzić tutaj. Maj co prawda jeszcze się nie skończył, ale powoli zbliża się ku końcowi. I szczerze mówiąc, to nie wiem nawet kiedy zleciał mi, ten pierwszy wolny od szkoły miesiąc.  

W ostatnim poście pisałam Wam o dziewczynie, której nie znam w 100 procentach. Tą dziewczyną jestem ja, chyba nikt z Was nie miał co do tego wątpliwości? W maju zaczęłam pracę, i cholernie się bałam, że nie wytrwam w niej długo. Nie myliłam się, bo już po 3 dniach miałam dość, ale...Jak na razie się nie poddaje, chcę wytrwać jak najdłużej i powiem Wam, że nie jest wcale tak źle jak się spodziewałam.  Wiadomo prawie rok spędzony w łóżku robi swoje, ciało jest nieprzystosowane do pracy i męczy się okropnie. Z czasem będzie lepiej.  Trzeba się przyzwyczaić.  

Jak na razie jestem mega zadowolona, atmosfera pracy super, ludzie też w porządku. Mam nadzieję, że z pierwszą zmianą też będzie dobrze. Okaże się już w poniedziałek.  

Co słychać poza pracą pewnie jesteście ciekawi. Planuje przeprowadzkę do swojego mieszkania, w końcu. Mam nadzieje że czerwiec – lipiec to ostateczny termin. Jest jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, ale teraz będą dodatkowe pieniądze z pracy więc będzie łatwiej.  Tydzień temu udało mi się też wstąpić do biblioteki publicznej i założyć ponownie kartę. Po iluś tam latach. Wiecie dopóki uczyłam się w technikum, a chciałam coś przeczytać wypożyczałam to ze szkoły. Teraz już nie mam takiej możliwości.  Na całe szczęście i koło swojego mieszkania i koło babci mam bliziutko bibliotekę publiczną także nie będzie problemu. Na pierwszy rzut poszła trylogia o wampirach (uwielbiam wampirologię odkąd się pojawił zmierzch :P ) i romans, na osłodę.  Romanse to chyba pierwszy gatunek jaki zaczęłam czytać tak sama z siebie. Może kiedyś też mi się trafi ideał niczym z książki, kto wie.  

Maj obfitował też w różne spotkania ze znajomymi, wpadłam na noc do przyjaciółki, byłam nad bulwarem wiślanym w nieznanym mi dotąd miejscu, widoki mnie zachwyciły. Zdarzył się również wypad do innej przyjaciółki i małe strzyżenie jej włosków. Zadowolona mam nadzieje, jak zawsze. No i też było wielkie objadanie się i oglądanie komedii romantycznej u kolejnej z dziewczyn. 

Z małych życiowych rewolucji, mogę Wam się jeszcze przyznać do tego, że zmieniłam plany odnośnie szkoły policealnej. Byłam wielce zafascynowana rachunkowością i administracją, po rozmowie z jedną z osób z mojej pracy, która ma 23 lata przepracowane w banku i nie wspomina tego dobrze, poważnie zaczęłam się nad tym kierunkiem zastanawiać i chyba jednak pójdę w kosmetykę, tak jak chciałam wcześniej. Kobiety zawsze będą o siebie dbać, a w banku wieczne spotkania z naczelnymi i stres. Ja się staram trzymać z dala od stresu więc bank zdecydowanie nie jest dla mnie. Trochę mi szkoda, bo naprawdę byłam bardzo nastawiona na tą rachunkowość, ale teraz widzę, że chyba jednak nic mi z tego nie wyjdzie. Z drugiej strony jeśli pójdę na kosmetykę, to pewnie wrócę też do paznokci, i w sumie dobrze, bo już długo nad tym myślę. Niestety ze względu na brak funduszy ciągle to przekładam w nieskończoność. Czas się wziąć za siebie. Sporo wydatków mnie czeka, ale coś za coś.   To chyba by było na tyle w drugim przeglądzie miesiąca. Koniecznie dajcie mi znać jak Wam się podoba mój przegląd, jest to dwa mnie ważne, żeby wiedzieć czy w przyszłym miesiącu też dodawać taki post. 

  
Jestem ciekawa jak u Was wyglądał maj?   No i oczywiście zachęcam Was do komentowania postów, co sprawia mi wielką radość.  
A teraz zapraszam Was na trochę zdjęć. 

 
 niezdecydowana.


Niebo po burzy



Na żywo widoki przepiękne


A w maju znajduje się kokardki na krzakach :) 



Uwielbiam zapach kwitnącego bzu

sobota, 14 maja 2016

W poszukiwaniu siebie.


Nie wiem dokładnie jak zacząć to ,co chciałabym Wam przekazać. Mam dużo myśli w głowie, więc może zacznę od tego, że czasem staje w przedpokoju i spoglądam w lustro. I tak sobie myślę wtedy, że znam tę dziewczynę. Dziewczynę o niebieskich oczach i blond włosach, niewysokim wzroście i z kilkoma kilogramami za dużo. Że znam ją, ale tylko w jakimś stopniu. Nie znam jej w 100 % i chciałabym to zmienić. Bo owszem znam dziewczynę ze zranionym sercem i duszą. Dziewczynę, której wiecznie powtarzano w szkole,  że jak chce to potrafi, i że jest ambitna, ale znam również dziewczynę, która jest mega wstydliwa. Dziewczynę, która jest nieufna i nieśmiała. Dziewczynę, która jest leniwa tak, że chyba nie znajdziecie drugiego takiego lenia na tej kuli ziemskiej. Dziewczynę, która wiele razy pokazała, że jak musi to potrafi być twarda. Dziewczynę, która nie raz zagryzała zęby i uśmiechała się przez łzy, ale … Znam również dziewczynę, która nie potrafi sobie poradzić z wieloma rzeczami. Dziewczynę, która załamała się i poddała w pewnym momencie, bo nie widziała nic dobrego w przyszłości. Znam dziewczynę, która nie potrafi w siebie uwierzyć, i wiele razy próbowała to zmienić.  Dziewczynę, która doszła do wniosku, że nie chce, by jej przeszłość niszczyła jej teraźniejszość. Dziewczynę, która po raz kolejny wierzy w to, że znów uda jej się podnieść z kolan i cieszyć życiem, ale żeby tak się stało to musi zmienić parę rzeczy. Przede wszystkim ta dziewczyna musi dojść do porozumienia sama ze sobą. A powiem Wam w tajemnicy, że nie będzie to łatwe. Zastanawiacie się pewnie dlaczego? A no dlatego, że dziewczyna ta jest dość skomplikowana i niezdecydowana. Tak do samego końca to  nawet ona sama nie wie o co jej chodzi ,w tym młodym, zaledwie  20-letnim życiu. Z drugiej strony dziewczyna ta, chciałaby mieć już jakieś sprecyzowane plany jak niektórzy w jej wieku. Ta dziewczyna wiedziała kiedyś jasno i konkretnie czego chce od życia, cieszyła się nim, do momentu, w którym życie nie dało jej porządnie po tyłku. Dziewczyna ta, straciła wtedy nadzieje na to, że cokolwiek w jej życiu ma sens i będzie dobrze. Walczyła zawzięcie. Jak lwica o swoje młode. Podniosła się. Z tym, że teraz musi budować swoje życie i świat na nowo. Wierzy, a przynajmniej chce wierzyć w to, że jej się to uda. Przecież nie raz już się podnosiła. Ma jednak obawy, ma ich bardzo dużo, bo jak wiecie, dziewczyna ta jest leniwa. Boi się o to, że nie wytrwa w swoich postanowieniach, bo nie ma tak silnej woli jak inni, martwi się tym, że może jej motywacja nie jest wystarczająca, niepokoi się tym, że może kogoś zawieźć, ale o prawdziwy ból głowy przyprawia ją myśl, że będzie zawiedziona tylko i wyłącznie sobą.  



Dziewczyna  ma słuszne obawy, bo już nie raz tak było. Tym razem jednak dziewczyna chciałaby wytrwać w tym co postanowi, zmienić swoje dotychczasowe ja i odzyskać radość życia. Czy Waszym zdaniem dziewczynie będzie łatwiej, jak pomożecie i również w nią uwierzycie? Czy może jednak zaciśnie pośladki jak ktoś powie, że jej się nie uda i nie będzie w nią wierzył? 

wtorek, 3 maja 2016

Nie tego chciałam.

Pobiłam chyba własny rekord w najniższej liczbie postów w danym miesiącu. W kwietniu pojawił się .. UWAGA ! ..aż 1 wpis. Jestem załamana. Tragedia. Nie wiem czemu nie pisałam. Chyba staram się skupić na sobie, no i szkoła. Ona też pochłonęła mnóstwo mojej uwagi. Na całe szczęście to już za mną. Świadectwo odebrane, choć do końca nie byłam pewna czy aby na pewno je dostane. Zasmucające jest to, że wcale mnie to nie cieszy, a przynajmniej nie tak jakbym tego oczekiwała.

Przede mną najdłuższe wakacje życia, a ja zamiast się cieszyć, martwię się jak to wszystko będzie. Za tydzień idę na ostatnie zajęcia terapii grupowej i rozpoczynam terapię indywidualną,którą miałam rozpocząć dopiero we wrześniu tego roku. Może będzie lepiej. Chciałabym, nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo. Najdłuższe wakacje, fajnie by było mieć pracę, dostawać wypłatę,a gdyby udało się jeszcze wyjechać gdzieś na wakacje przez rozpoczęciem roku to byłoby wspaniale. No właśnie byłoby, bo niestety przez depresję i lęki, po całej sytuacji w poprzedniej pracy tak cholernie się boje gdziekolwiek iść do pracy, że to aż paraliżuje. Męczy mnie to okropnie. Chciałabym mieć lepsze życie, mieć pracę, własne pieniądze, nie liczyć każdego wydanego grosza, wyjeżdżać na wakacje i spełniać zachcianki. Nie takiego życia chciałam. Najgorsze, że już nie mam pomysłów jak to zmienić i zastanawiam się czy na prawdę coś się ze mną dzieje czy po prostu rozleniwiłam się tak przez ostatni rok, że teraz nie umiem normalnie funkcjonować.

Moje dni to nuda. Kompletna masakra - tak to bym chyba najtrafniej określiła. Leże całymi dniami w łóżku, z laptopem na brzuchu i wynajduje coraz to nowszych pomysłów co mogłabym porobić, poczytać itd. Koniec końców nic się nie zmienia. Co z tego, że od długiego czasu interesuje się zdrowym odchudzaniem i ćwiczeniami, co z tego, że nawet wypisałam sobie jakie ćwiczenia chciałabym robić skoro na tym się skończyło. Nie mam za grosz motywacji pomimo tego, że na prawdę psychicznie chciałabym zmienić wszystko w swoim życiu. Fizycznie nie robię kompletnie nic co jest prawdziwą udręką.
Czasem zastanawiam się czy nie popadłam ze skrajności w skrajność. Najpierw uzależniłam się psychicznie i fizycznie od byłego faceta, teraz nie ruszam się nigdzie bez telefonu albo laptopa. Internet stał się całym moim światem. Nie wiem co robić.
Mam kompletny chaos w głowie i nie zapowiada się żeby szybko tam się zrobił porządek.  Liczę na to, że może terapia pomoże i zacznę coś robić ze sobą i swoim życiem, bo to co jest od roku to jakiś kiepski żart w postaci wegetacji, a nie życie.


Jak u Was minął kwiecień?
Pamiętajcie, że jest mi bardzo miło jak zostawiacie mi ślad po sobie w postaci komentarzy, to świadczy o tym, że blog i moja osoba jednak kogoś ciekawi, interesuje i nie ma samych czytelników - widmo :) 


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Perfekcyjnie nieperfekcyjna.

Za każdym razem kiedy mam wrażenie ze znalazłam idealny temat, aby przedstawić Wam swój punkt widzenia w związku z jakimś tematem, który dłuższy czas chodzi mi po głowie, nagle rezygnuje. Mam poczucie, że słowa którymi będę chciała przekazać to co tak naprawdę chce Wam przekazać nie będą wystarczająco dobre. Niestety jestem osobą, która stara się robić wszystko na 100 % i jak coś mnie nie zadowala to potrafię 10 raz zaczynać od nowa. Założę się, że nikt z Was nie lubi czegoś robić na pół gwizdka. Ja też tak mam, ale nie zawsze jednak są takie możliwości. Jeśli chodzi o bloga i dodawanie postów, pewnie zauważyliście już, że  często wpisy pojawiają się pod wpływem chwili i buzujących we mnie emocji, które chce wylać z siebie jak najszybciej, aby nie zatruwały mnie od środka. Z jednej strony w końcu blog ma być moim miejscem, w którym jestem sobą z drugiej zaś, chciałabym aby moje teksty były dla was wartościowe i abyście mogli wynosić z nich coś dla siebie, a nie czytać zwykle zapchaj dziury. Co prawda dalej nie wiem jeszcze w jakim kierunku chciałabym aby szedł ten blog. Znajdziecie tu przede wszystkim mnie, moje uczucia i poglądy na różne sprawy z życia każdego z nas.

 Większość  blogów odnosi sukcesy dzięki regularnym wpisom, tyle tylko że ja do tej nie próbowałam robić czegoś takiego jak podsumowania tygodnia, kwartalniki, recenzje czy denka. Nie wiem czy dałabym radę dodawać wpisy regularnie i czy miałabym w nich co napisać tak na dobrą sprawę. 



Wiem natomiast, że chciałabym wprowadzić dużo zmian do swojego życia ze zbliżającą się wiosną i zrobić przede wszystkim w swoim sercu i duszy wiosenne porządki. Jak wyjdzie to się jeszcze okaże.  Jak na razie w szkole nie dają odpocząć, a spraw do załatwienia na już ciągle przybywa choć i tak nie ma kiedy ich uprzątnąć, bo w miejsce jednej załatwionej zaraz pojawiają się dwie kolejne do załatwienia i tak w kółko. Z utęsknieniem czekam na koniec kwietnia, aż odbiorę świadectwo i będę mogła bez wyrzutów sumienia porządnie się wyspać do 16 a potem znaleźć jakąś dorywczą pracę i kupić całą masę rzeczy, które wydają się w tej chwili niezbędne, a na które nie mam pieniędzy, bo ważniejsze w tym wypadku jest opłacenie rachunków za mieszkanie, niż kupienie kolejnej bluzki z miejsce tej która już do niczego się nie nadaje. 

Cieszy mnie natomiast fakt, że wokół mnie są jednak osoby na ,które mogę liczyć i które jak trzeba to pomogą, wytłumaczą co nieco albo najzwyczajniej w świecie wysłuchają i wyciągną z domu na siłę wtedy gdy jestem obrażona na cały świat. 
Zrobiłam jeden krok w całej mojej podróży z depresją i zaczęłam częściej wychodzić do ludzi, co całkiem dobrze na mnie oddziałuje. Taka kompletna izolacja od innych przez długi czas nie jest wskazana dla człowieka, czasem się przydaje aby zajrzeć w głąb samego siebie i dowiedzieć się o co tak naprawdę chodzi nam w życiu. Mimo wszystko warto mieć przy sobie osoby, które pchają nas ku górze a nie wkopują w coraz większy dół. 

Wy też zmagacie się z problemem perfekcyjnej nie-perfekcyjności? Jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby które Wam pomagają będzie mi bardzo miło jak podzielicie się ze mną nimi w komentarzu.


Chciałabym gorąco pozdrowić Magdę z bloga wypalarnia.com.pl u której całkiem niechcący wygrałam konkurs. Nagroda już do mnie dotarła, ale na post o wygranej będzie trzeba trochę poczekać, aż wszystko się uspokoi i na spokojnie usiądę do nagrody, i poświęcę jej swoje 100 % uwagi. Ściskam Cię serdecznie Madziu i dziękuje jeszcze raz, że to akurat mnie wybrałaś na zwyciężczynie konkursu! :* :)  



niezdecydowana. 

sobota, 26 marca 2016

Zawsze jest okazja żeby się napić.

Wiecie co najbardziej mnie wkurza? Jak ktoś, kto wychowywał mnie całe życie, nie dotrzymał ani raz danego słowa, jak nagle w święta nie jest w stanie przyznać się, że w lodówce stoi flaszka wódki, i jak znajduje kolejne głupie i coraz bardziej idiotyczne wymówki,po co jej ta butelka, po czym oświadcza, że nie ma zamiaru pić, ale musi mieć, bo przecież zaraz są jej imieniny i jak ktoś przyjdzie to trzeba mieć czym poczęstować.

I tu włącza się moje wkurwienie. Przepraszam, ale inaczej już tego nie da się nazwać. Jestem wkurwiona, i rozgoryczona, bo każde cholerne święta ( w tym wypadku akurat mówię o Bożym Narodzeniu ) musi być ten je**** alkohol na stole. A potem co? Rodzina skłócona ze sobą na lata. Bo przecież nie można normalnie, jak inni ludzie usiąść przy stole i ze sobą porozmawiać, nie? Trzeba się napierdolić, a potem robić awantury.  Bo przecież jak ktoś ma imieniny to nie można poczęstować gości kawą i ciastem, trzeba się napić.



Przecież zawsze się znajdzie jakaś pieprzona okazja do tego, żeby się napić, żeby nie dotrzymać po raz kolejny słowa, które komuś się obiecało.  Bo przecież nie można normalnie spotkać się z dawnym kumplem bez piwa, nie można iść na imprezę po to, żeby się nie napić, często nawet głupiego meczu nie można obejrzeć alkoholu. Ahh, jak mnie to wkurza, że ludzie wynajdują tyle głupot tylko po to, aby się napić. Okej rozumiem alkohol jest ludzi, sama czasem też się napiję, ale u mnie jest inaczej. Nie awanturuje się, nie kłócę, nie doprowadzam się do stanu nieprzytomności, a przede wszystkim nie składam pod tym kątem nikomu pustych obietnic. Pod tym kątem, w moim życiu zawiodły mnie dwie bardzo bliskie osoby. Z jedną byłam w związku, druga wychowywała mnie całe życie. Dołączyłaby jeszcze pewnie do nich, kobieta która mnie urodziła gdyby nie wybrała wódy zamiast własnego dziecka. Na miano matki nie zasłuży nigdy.

I tu chyba jest moja odpowiedź na to dlaczego pije raz na ruski rok.
Wkurza mnie to, że ludzie znajdują sobie wymówki tylko po to, żeby się napić. Bo co to dalej oprócz kaca na następny dzień, często wyrzutów sumienia, że coś się odwaliło głupiego po pijaku i pustych kalorii. Moim zdaniem nic. A powiedzenie, że alkohol łączy ludzi w moim spostrzeżeniu to gówno prawda. Wolę żeby z ludźmi łączyły mnie wspólne poglądy, przekonania i zjednoczone duszę, a nie to ile hektolitrów wódki bądź innego alkoholu wytrzymały razem nasze organizmy.

To na tyle dziś.
Niezdecydowana.

sobota, 19 marca 2016

Życie w wielkim mieście.

Od ostatniego wpisu minął tydzień. 
System tygodniowy z poprzedniego wpisu, nie za bardzo zdaje rezultaty, ale może potrzeba do tego więcej czasu niż tygodnia. Jak na razie dziś udało mi się uprzątnąć e-mail z piętrzących się w nim śmieci. 
Niedziela chyba dalej pozostaje MOIM dniem. I dniem dla mnie. 
Z racji zbliżającego się tygodnia z zajęciami w szkole i sprawdzianami, od wczoraj siedzę nad matematyką. Co prawda naukowo-ćwiczeniowy czwartek się nie sprawdził, za to naukowo-ćwiczeniowy piątek wkroczył dziś do akcji. 
To chyba by było na tyle z całego tygodnia. 

Życie w wielkim mieście = wielkie możliwości? Niekoniecznie. 

Ostatnio tak sobie rozmyślam, że chyba wolałabym jednak mieszkać na wsi, nie słuchać o tych wszystkich wypadkach i problemach, które są typowe dla wielkich miast. Miałabym ciszę, spokój, naturę blisko siebie. I może dzięki temu mniej problemów? Czuję się zagubiona w Warszawie, chociaż to miasto, w którym się wychowałam. Dziwne, prawda?
Ostatnio przytłacza mnie to wszystko, dorosłość, wizja wyprowadzki i zamieszkania samej w mieszkaniu, które urządzałam dla dwóch osób. To też jest jeden z powodów mojej frustracji. Czuje się tak cholernie nie przygotowana do życia. Nie powiem terapia daje efekty, chce mi się bardziej walczyć z tym wszystkim. Przynajmniej psychicznie., bo fizycznie chyba nic się jednak nie zmieniło. Dalej leże całe dnie w łóżku i prawie nic ze sobą nie robię. Po ostatniej wizycie na terapii pomalowałam paznokcie u rąk ! Pełen sukces! Na serio. Po 2 latach nie robienia kompletnie nic ze swoimi dłońmi zafundowałam im manicure. Trochę szkoda, że kurs skończony, certyfikaty leżą i się kurzą, a ja wychodzę z wprawy z każdym dniem coraz bardziej. 
Nawet miałam pomysł, żeby zainwestować w lakiery hybrydowe i zacząć robić po znajomych za jakaś minimalną kwotę, ale jak to ja, w ostatniej chwili znajduje milion powodów, żeby tego nie zrobić co sobie zaplanuje. Eh nie wiem czemu tak mam. Ktoś ma może jakiś pomysł? 


Jestem dziś z siebie zadowolona, bo zrobiłam więcej niż oczekiwałam, w końcu udało mi się poćwiczyć, pouczyć i trochę pobyć z sobą samą. Za oknem zaczyna się robić już trochę ponuro, a najważniejsze punkty, które w sumie nawet nie były na mojej dzisiejszej liście są spełnione. Chciałabym to jutro powtórzyć, tylko bez treningu.  Nie chce przesadzić na początku, bo się zrażę i znając życie odpuszczę zanim tak na dobre zacznę trenować. 



Wracając do głównego wątku, życie w wielkim mieście jest dość trudne, czeka tu mnóstwo pułapek i rozczarowań. Wiele osób pojawia się w naszym życiu tylko na chwilę, i pędzą gdzieś dalej wcale się nie oglądając za siebie. Ja sama już doświadczyłam kilka razy dość nie przyjemnie tego, że najpierw pojawia się ktoś nowy w moim życiu, zaczyna się tworzyć kontakt, potem zaczynamy pisać ze sobą codziennie, spotykać się. Zaczynam traktować tą osobę jak przyjaciela, otwieram się przed nią, mówię jej o swoich lękach, problemach i sekretach, które staram się chronić. I wszystko wydaje się okej, wydaje się, że na serio tworzymy zgraną paczkę, a potem naglę, kontakt zaczyna słabnąć. Już nie rozmawiamy jak kiedyś całymi dniami, a tematy z dnia na dzień się kończą i ograniczamy się do zwykłej kilkuminutowej (czasem nawet nie) rozmowy na fb na podstawie : hej, co tam? no nic, a u Ciebie? to samo. 
Zastanawia mnie skąd się to bierze. Okej rozumiem, każde z nas ma swoje życie to jasne, ale chyba po prostu nie lubię jak ktoś mnie tam odcina z dnia na dzień po tym jak się przyzwyczaję, że codziennie odpowiadam jak minął mi dzień. Co potem zrobić z takimi przemyśleniami? Szczerze nie wiem, bo na dzień dzisiejszy, mam jedną osobę, która mnie wspiera codziennie. Której mogę pochwalić się że zrobiłam trening, albo pomalowałam paznokcie, z którą mogę pogadać o tym co miałam na obiad, albo powiedzieć jej co w tej chwili mnie gnębi. Jestem bardzo wdzięczna jej, że jest przy mnie. I że mnie wspiera, doradza i pomaga czasem w bardzo błahych albo durnowatych sprawach. 

Lista moich znajomych się zmniejszyła wyjątkowo szybko i w wyjątkowo sporej ilości. Została na prawdę ze mną garstka osób, które są ze mną od lat, raz mamy lepszy, raz gorszy kontakt, ale jednak są jakąś taką stałą rzeczą w moim życiu. Chciałabym im bardzo podziękować i powiedzieć, że dużo to dla mnie znaczy, że są ze mną na dobre i na złe iiii, że się cieszę, że to właśnie Oni :) Chciałabym, żeby z czasem ta lista się powiększyła, jak kiedyś. 

To chyba na tyle dziś. 
Chciałabym tylko wspomnieć Wam, że mam jeszcze dużo różnych takich tematów w głowie nad którymi pracuję. No ja akurat nie planuje wpisów z wyprzedzeniem także może to trochę zaburzać harmonię bloga itd, ale najlepiej mi się piszę pod wpływem chwili :)

Uściski, niezdecydowana. 

sobota, 12 marca 2016

Jeden z dobrych dni + plan tygodnia od tyłu

Hej wszystkim!
Piszę dziś do Was w całkiem dobrym nastroju. Dziś, jest jeden z tych dobrych dni, w których może nie do końca fizycznie, ale psychicznie chce mi się bardzo i czuję, że mogłabym przenosić góry. Oczywiście, gdybym tylko chciała. :) 
Słucham dziś pewnie już całkiem zapomnianej Kelly Clarkson, której nowe utwory wpadły mi w ucho za sprawą aplikacji, którą pewnie większość z Was zna. Mianowicie jest nią SPOTIFY :)  Muszę przyznać, że odkąd ściągnęłam ją na laptopa prawie codziennie jest w użytku i leci z niej jakaś muzyka, która nastraja mnie w dobry humor. No ale ja nie o tym chciałam. 


Jak każdy z Was kto chodź chwilkę dłużej znajduję się na moim blogu, wiecie, że jestem teraz w takim etapie swojego życia, w których chce zacząć wprowadzać bardzo dużo zmian w swoim życiu, przede wszystkim jest to spowodowane tym, że chce zwalczyć swoje lenistwo, i chcę aby po prostu żyło mi się lepiej.
Mam za sobą przeczytane chyba z tysiąc motywujących artykułów i nie jednego bloga o tej samej tematyce, które szczerze mówiąc nie przyniosły efektów. Ewentualnie przyniosły je, ale z marnym skutkiem skoro trzeba za wszystko brać się od podstaw po raz kolejny.
I tu z pomocą przyszedł mi pewien stary post Ani z bloga www.aniamaluje.com oraz najnowszy post Nadine z bloga www.bomabycmrucznie.pl.
Dzięki połączeniu tych dwóch pomysłów oraz moich własnych potrzeb, nad którymi chciałabym zacząć systematycznie pracować, udało mi się stworzyć swój własny PLAN TYGODNIA i tego jak chce żeby ten tydzień wyglądał.

No dobrze, przechodząc do rzeczy. Wrzucam tutaj to jak chcę, aby wyglądał mój tydzień :D Co prawda, zaczyna się od ostatniego dnia tygodnia czyli niedzieli, ale to totalny przypadek ,także nie ma to nic wspólnego z amerykańskim rozplanowaniem tygodnia w kalendarzach ani nic z tych rzeczy. Niestety nie jestem jeszcze na tyle sprytna żeby wrzucać tu gotowce do wydrukowania, bo sama na razie zbieram wszystko w zwykłym zeszycie na spirali i zapisuje długopisem. Kiedyś na bank dojdę do takiej wprawy i poziomu :D Zapraszam!


NIEDZIELA - DZIEŃ DOMOWEGO SPA

Jako, że będąc w związku przestałam całkowicie się malować i ograniczyłam swoją pielęgnację do absolutnego minimum, tak teraz czas na nowo wyrobić sobie nawyk pt: "Dbam o siebie i swoje ciało", dlatego też, poniżej znajduje się kilka punktów, które regularnie będą odbywać się w każdą niedziele. Zaczynam od jutra :D 
  • depilacja całego ciała + regulacja brwi 
  • manicure i pedicure 
  • maseczka na włosy i twarz
  • peeling całego ciała
  • balsamowanie 

SOBOTA - PORZĄDKUJEMY MIESZKANIE 

W domu, tak na prawdę to mieszkaniu, w którym się wychowałam zawsze jakoś dbano o porządek, raz mniej, raz więcej. Jednak odbywało się to bardzo niesystematycznie. Można było sprzątać 3 dni pod rząd, a 4 dnia od nowa wszędzie panował tzw "pierdolnik".  Ze względu na to, że jak tylko uporam się troszkę, ze swoimi lękami, pracą i innymi rzeczami planuje przeprowadzkę, chciałabym wprowadzić kilka nawyków do nowego miejsca razem z przeprowadzką. Dziś mam zamiar spełnić te punkty :) 
  • zmiana pościeli
  • pranie ( no dobra średnio i tak jest co 2 dni, ale nie ważne )
  • ogarnięcie tego, czego nie udało nam się posprzątać w poprzednie dni ( w moim wypadku jest dziś do ogarnięcia przestrzeń koło łóżka, fotel i komoda )
  • dodatkowo jeśli ktoś prowadzi harmonogram sprzątania i nie ma jakiś większych zadań na sobotę proponuje przeznaczyć ten dzień na np. uporządkowanie szuflad z przyprawami w kuchni itp. 


PIĄTEK - INBOX ZERO + PORZĄDEK W DOKUMENTACH

  • wykasowanie zbędnego syfu z poczty online, w której bardzo prawdopodobnie przez cały tydzień nazbierało się trochę niepotrzebnych reklam i innego spamu (no chyba, że ktoś zagląda na swoją pocztę codziennie i utrzymuje tam regularnie porządek, ja niestety mam z tym problem)
  • wykasowanie subskrypcji, którymi nie jesteśmy już zainteresowani, a które dalej przysyłają maile na naszą pocztę
  • W PRZYPADKU OSÓB, KTÓRE NAGMINNIE ZBIERAJĄ PARAGONY JAK JA ! przejrzenie paragonów z całego tygodnia, które uzbierały się w portfelu i wyrzucenie ich po wcześniejszym zapisaniu kwot bądź samo wyrzucenie :) 
  • uprzątniecie nowych dokumentów do segregatora 


CZWARTEK - DZIEŃ TRENINGOWO - NAUKOWY 

Z racji tego, że czwartek będzie jednym z moich dni treningowych, gdy w końcu wprowadzę je w życie, spróbuje go połączyć z nauką.
  • odrobienie lekcji ( ze względu na to, że zajęcia mam co 2-gi tydzień) 
  • powtórzenie materiału z bieżących zajęć + 1 nowy rozdział np matematyka
  • min. 1 godzina z angielskim (ćwiczenia do matury itp)


ŚRODA - DZIEŃ LENIUCHA 

Na ten dzień zaplanuj odpoczynek, taki jak lubisz. U mnie jest najczęściej dzień spędzony BEZ WYCHODZENIA Z ŁÓŻKA :) Dla Ciebie to może być wypad do kina, spacer z drugą  połówką albo spotkanie z kimś, kogo dawno nie widziałeś.



WTOREK - DZIEŃ POD HASŁEM : TERAPIA

Wtorek to dzień, w którym stałym wydarzeniem przez najbliższy czas, będzie spotkanie z grupą tzn. terapia. Jak na razie chyba zostanie tylko to. 



PONIEDZIAŁEK - ZAPLANUJ

Niektórzy wyznają zasadę planowania nowego tygodnia w niedziele wieczorem. Wcale tego nie neguje. Chcesz rób to w niedziele. Ja jednak jestem osobą, która szczerze nie znosi poniedziałków, i aby umilić sobie ten dzień postanowiłam, że będzie on dniem planowania.
  • zaplanuj sobie co masz do zrobienia na cały tydzień 
  • oznacz w kalendarzu z góry zaplanowane na ten tydzień ważne wydarzenia np. wizytę u lekarza, spotkanie z klientem, ważne sprawy na mieście ( w taki sposób będzie Ci łatwiej przygotować się na to co czeka Cię w danym tygodniu, dodatkowo będziesz mogła/ mógł odciążyć sobie głowę, aby ciągle pamiętać np. w środę mam dentystę) 



No dobrze dziś to by było chyba na tyle, ja lecę ubrać na siebie leginsy, bo siedzę w bieliźnie pod kołdrą i stukam w klawiaturę, a porządek nie zrobi się sam. Dziś tak jak wspomniałam wcześniej czeka mnie ogarnięcie koło łóżka i fotel, komodę chyba sobie daruje, ale postaram się za to ogarnąć chociaż trochę kuchnie. 

Swoją drogą przepraszam wszystkich za swoje ciągłe narzekanie. Próbowałam pocieszyć wcześniej przyjaciółkę i centralnie ... mnie strzelił jak z każdą nową wiadomością od niej czytałam, jak to czy tamto ją wkurwia. I chociaż wiem, że sama non stop narzekam na to, że mi się nie chce to jak słyszę coś takiego od drugiej osoby, to wszystko się we mnie gotuje. Co zrobić? Olać. Najzwyczajniej w świecie. Jeśli jest coś co nie przynosi Ci szczęścia puść to wolno. Niech idzie w cholerę. Nie ważne czy jest to facet, zupa która nagle przestała Ci smakować, albo znajomi których z dnia na dzień przestajesz tolerować. ZACZNIJ ŻYĆ W ZGODZIE Z SAMYM SOBĄ. Taka mała rada ode mnie na dziś. 

Ściskam Was cieplutko, bo pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu. Brzydko, zimno, szaro i ponuro. :P 

niezdecydowana.