sobota, 26 marca 2016

Zawsze jest okazja żeby się napić.

Wiecie co najbardziej mnie wkurza? Jak ktoś, kto wychowywał mnie całe życie, nie dotrzymał ani raz danego słowa, jak nagle w święta nie jest w stanie przyznać się, że w lodówce stoi flaszka wódki, i jak znajduje kolejne głupie i coraz bardziej idiotyczne wymówki,po co jej ta butelka, po czym oświadcza, że nie ma zamiaru pić, ale musi mieć, bo przecież zaraz są jej imieniny i jak ktoś przyjdzie to trzeba mieć czym poczęstować.

I tu włącza się moje wkurwienie. Przepraszam, ale inaczej już tego nie da się nazwać. Jestem wkurwiona, i rozgoryczona, bo każde cholerne święta ( w tym wypadku akurat mówię o Bożym Narodzeniu ) musi być ten je**** alkohol na stole. A potem co? Rodzina skłócona ze sobą na lata. Bo przecież nie można normalnie, jak inni ludzie usiąść przy stole i ze sobą porozmawiać, nie? Trzeba się napierdolić, a potem robić awantury.  Bo przecież jak ktoś ma imieniny to nie można poczęstować gości kawą i ciastem, trzeba się napić.



Przecież zawsze się znajdzie jakaś pieprzona okazja do tego, żeby się napić, żeby nie dotrzymać po raz kolejny słowa, które komuś się obiecało.  Bo przecież nie można normalnie spotkać się z dawnym kumplem bez piwa, nie można iść na imprezę po to, żeby się nie napić, często nawet głupiego meczu nie można obejrzeć alkoholu. Ahh, jak mnie to wkurza, że ludzie wynajdują tyle głupot tylko po to, aby się napić. Okej rozumiem alkohol jest ludzi, sama czasem też się napiję, ale u mnie jest inaczej. Nie awanturuje się, nie kłócę, nie doprowadzam się do stanu nieprzytomności, a przede wszystkim nie składam pod tym kątem nikomu pustych obietnic. Pod tym kątem, w moim życiu zawiodły mnie dwie bardzo bliskie osoby. Z jedną byłam w związku, druga wychowywała mnie całe życie. Dołączyłaby jeszcze pewnie do nich, kobieta która mnie urodziła gdyby nie wybrała wódy zamiast własnego dziecka. Na miano matki nie zasłuży nigdy.

I tu chyba jest moja odpowiedź na to dlaczego pije raz na ruski rok.
Wkurza mnie to, że ludzie znajdują sobie wymówki tylko po to, żeby się napić. Bo co to dalej oprócz kaca na następny dzień, często wyrzutów sumienia, że coś się odwaliło głupiego po pijaku i pustych kalorii. Moim zdaniem nic. A powiedzenie, że alkohol łączy ludzi w moim spostrzeżeniu to gówno prawda. Wolę żeby z ludźmi łączyły mnie wspólne poglądy, przekonania i zjednoczone duszę, a nie to ile hektolitrów wódki bądź innego alkoholu wytrzymały razem nasze organizmy.

To na tyle dziś.
Niezdecydowana.

sobota, 19 marca 2016

Życie w wielkim mieście.

Od ostatniego wpisu minął tydzień. 
System tygodniowy z poprzedniego wpisu, nie za bardzo zdaje rezultaty, ale może potrzeba do tego więcej czasu niż tygodnia. Jak na razie dziś udało mi się uprzątnąć e-mail z piętrzących się w nim śmieci. 
Niedziela chyba dalej pozostaje MOIM dniem. I dniem dla mnie. 
Z racji zbliżającego się tygodnia z zajęciami w szkole i sprawdzianami, od wczoraj siedzę nad matematyką. Co prawda naukowo-ćwiczeniowy czwartek się nie sprawdził, za to naukowo-ćwiczeniowy piątek wkroczył dziś do akcji. 
To chyba by było na tyle z całego tygodnia. 

Życie w wielkim mieście = wielkie możliwości? Niekoniecznie. 

Ostatnio tak sobie rozmyślam, że chyba wolałabym jednak mieszkać na wsi, nie słuchać o tych wszystkich wypadkach i problemach, które są typowe dla wielkich miast. Miałabym ciszę, spokój, naturę blisko siebie. I może dzięki temu mniej problemów? Czuję się zagubiona w Warszawie, chociaż to miasto, w którym się wychowałam. Dziwne, prawda?
Ostatnio przytłacza mnie to wszystko, dorosłość, wizja wyprowadzki i zamieszkania samej w mieszkaniu, które urządzałam dla dwóch osób. To też jest jeden z powodów mojej frustracji. Czuje się tak cholernie nie przygotowana do życia. Nie powiem terapia daje efekty, chce mi się bardziej walczyć z tym wszystkim. Przynajmniej psychicznie., bo fizycznie chyba nic się jednak nie zmieniło. Dalej leże całe dnie w łóżku i prawie nic ze sobą nie robię. Po ostatniej wizycie na terapii pomalowałam paznokcie u rąk ! Pełen sukces! Na serio. Po 2 latach nie robienia kompletnie nic ze swoimi dłońmi zafundowałam im manicure. Trochę szkoda, że kurs skończony, certyfikaty leżą i się kurzą, a ja wychodzę z wprawy z każdym dniem coraz bardziej. 
Nawet miałam pomysł, żeby zainwestować w lakiery hybrydowe i zacząć robić po znajomych za jakaś minimalną kwotę, ale jak to ja, w ostatniej chwili znajduje milion powodów, żeby tego nie zrobić co sobie zaplanuje. Eh nie wiem czemu tak mam. Ktoś ma może jakiś pomysł? 


Jestem dziś z siebie zadowolona, bo zrobiłam więcej niż oczekiwałam, w końcu udało mi się poćwiczyć, pouczyć i trochę pobyć z sobą samą. Za oknem zaczyna się robić już trochę ponuro, a najważniejsze punkty, które w sumie nawet nie były na mojej dzisiejszej liście są spełnione. Chciałabym to jutro powtórzyć, tylko bez treningu.  Nie chce przesadzić na początku, bo się zrażę i znając życie odpuszczę zanim tak na dobre zacznę trenować. 



Wracając do głównego wątku, życie w wielkim mieście jest dość trudne, czeka tu mnóstwo pułapek i rozczarowań. Wiele osób pojawia się w naszym życiu tylko na chwilę, i pędzą gdzieś dalej wcale się nie oglądając za siebie. Ja sama już doświadczyłam kilka razy dość nie przyjemnie tego, że najpierw pojawia się ktoś nowy w moim życiu, zaczyna się tworzyć kontakt, potem zaczynamy pisać ze sobą codziennie, spotykać się. Zaczynam traktować tą osobę jak przyjaciela, otwieram się przed nią, mówię jej o swoich lękach, problemach i sekretach, które staram się chronić. I wszystko wydaje się okej, wydaje się, że na serio tworzymy zgraną paczkę, a potem naglę, kontakt zaczyna słabnąć. Już nie rozmawiamy jak kiedyś całymi dniami, a tematy z dnia na dzień się kończą i ograniczamy się do zwykłej kilkuminutowej (czasem nawet nie) rozmowy na fb na podstawie : hej, co tam? no nic, a u Ciebie? to samo. 
Zastanawia mnie skąd się to bierze. Okej rozumiem, każde z nas ma swoje życie to jasne, ale chyba po prostu nie lubię jak ktoś mnie tam odcina z dnia na dzień po tym jak się przyzwyczaję, że codziennie odpowiadam jak minął mi dzień. Co potem zrobić z takimi przemyśleniami? Szczerze nie wiem, bo na dzień dzisiejszy, mam jedną osobę, która mnie wspiera codziennie. Której mogę pochwalić się że zrobiłam trening, albo pomalowałam paznokcie, z którą mogę pogadać o tym co miałam na obiad, albo powiedzieć jej co w tej chwili mnie gnębi. Jestem bardzo wdzięczna jej, że jest przy mnie. I że mnie wspiera, doradza i pomaga czasem w bardzo błahych albo durnowatych sprawach. 

Lista moich znajomych się zmniejszyła wyjątkowo szybko i w wyjątkowo sporej ilości. Została na prawdę ze mną garstka osób, które są ze mną od lat, raz mamy lepszy, raz gorszy kontakt, ale jednak są jakąś taką stałą rzeczą w moim życiu. Chciałabym im bardzo podziękować i powiedzieć, że dużo to dla mnie znaczy, że są ze mną na dobre i na złe iiii, że się cieszę, że to właśnie Oni :) Chciałabym, żeby z czasem ta lista się powiększyła, jak kiedyś. 

To chyba na tyle dziś. 
Chciałabym tylko wspomnieć Wam, że mam jeszcze dużo różnych takich tematów w głowie nad którymi pracuję. No ja akurat nie planuje wpisów z wyprzedzeniem także może to trochę zaburzać harmonię bloga itd, ale najlepiej mi się piszę pod wpływem chwili :)

Uściski, niezdecydowana. 

sobota, 12 marca 2016

Jeden z dobrych dni + plan tygodnia od tyłu

Hej wszystkim!
Piszę dziś do Was w całkiem dobrym nastroju. Dziś, jest jeden z tych dobrych dni, w których może nie do końca fizycznie, ale psychicznie chce mi się bardzo i czuję, że mogłabym przenosić góry. Oczywiście, gdybym tylko chciała. :) 
Słucham dziś pewnie już całkiem zapomnianej Kelly Clarkson, której nowe utwory wpadły mi w ucho za sprawą aplikacji, którą pewnie większość z Was zna. Mianowicie jest nią SPOTIFY :)  Muszę przyznać, że odkąd ściągnęłam ją na laptopa prawie codziennie jest w użytku i leci z niej jakaś muzyka, która nastraja mnie w dobry humor. No ale ja nie o tym chciałam. 


Jak każdy z Was kto chodź chwilkę dłużej znajduję się na moim blogu, wiecie, że jestem teraz w takim etapie swojego życia, w których chce zacząć wprowadzać bardzo dużo zmian w swoim życiu, przede wszystkim jest to spowodowane tym, że chce zwalczyć swoje lenistwo, i chcę aby po prostu żyło mi się lepiej.
Mam za sobą przeczytane chyba z tysiąc motywujących artykułów i nie jednego bloga o tej samej tematyce, które szczerze mówiąc nie przyniosły efektów. Ewentualnie przyniosły je, ale z marnym skutkiem skoro trzeba za wszystko brać się od podstaw po raz kolejny.
I tu z pomocą przyszedł mi pewien stary post Ani z bloga www.aniamaluje.com oraz najnowszy post Nadine z bloga www.bomabycmrucznie.pl.
Dzięki połączeniu tych dwóch pomysłów oraz moich własnych potrzeb, nad którymi chciałabym zacząć systematycznie pracować, udało mi się stworzyć swój własny PLAN TYGODNIA i tego jak chce żeby ten tydzień wyglądał.

No dobrze, przechodząc do rzeczy. Wrzucam tutaj to jak chcę, aby wyglądał mój tydzień :D Co prawda, zaczyna się od ostatniego dnia tygodnia czyli niedzieli, ale to totalny przypadek ,także nie ma to nic wspólnego z amerykańskim rozplanowaniem tygodnia w kalendarzach ani nic z tych rzeczy. Niestety nie jestem jeszcze na tyle sprytna żeby wrzucać tu gotowce do wydrukowania, bo sama na razie zbieram wszystko w zwykłym zeszycie na spirali i zapisuje długopisem. Kiedyś na bank dojdę do takiej wprawy i poziomu :D Zapraszam!


NIEDZIELA - DZIEŃ DOMOWEGO SPA

Jako, że będąc w związku przestałam całkowicie się malować i ograniczyłam swoją pielęgnację do absolutnego minimum, tak teraz czas na nowo wyrobić sobie nawyk pt: "Dbam o siebie i swoje ciało", dlatego też, poniżej znajduje się kilka punktów, które regularnie będą odbywać się w każdą niedziele. Zaczynam od jutra :D 
  • depilacja całego ciała + regulacja brwi 
  • manicure i pedicure 
  • maseczka na włosy i twarz
  • peeling całego ciała
  • balsamowanie 

SOBOTA - PORZĄDKUJEMY MIESZKANIE 

W domu, tak na prawdę to mieszkaniu, w którym się wychowałam zawsze jakoś dbano o porządek, raz mniej, raz więcej. Jednak odbywało się to bardzo niesystematycznie. Można było sprzątać 3 dni pod rząd, a 4 dnia od nowa wszędzie panował tzw "pierdolnik".  Ze względu na to, że jak tylko uporam się troszkę, ze swoimi lękami, pracą i innymi rzeczami planuje przeprowadzkę, chciałabym wprowadzić kilka nawyków do nowego miejsca razem z przeprowadzką. Dziś mam zamiar spełnić te punkty :) 
  • zmiana pościeli
  • pranie ( no dobra średnio i tak jest co 2 dni, ale nie ważne )
  • ogarnięcie tego, czego nie udało nam się posprzątać w poprzednie dni ( w moim wypadku jest dziś do ogarnięcia przestrzeń koło łóżka, fotel i komoda )
  • dodatkowo jeśli ktoś prowadzi harmonogram sprzątania i nie ma jakiś większych zadań na sobotę proponuje przeznaczyć ten dzień na np. uporządkowanie szuflad z przyprawami w kuchni itp. 


PIĄTEK - INBOX ZERO + PORZĄDEK W DOKUMENTACH

  • wykasowanie zbędnego syfu z poczty online, w której bardzo prawdopodobnie przez cały tydzień nazbierało się trochę niepotrzebnych reklam i innego spamu (no chyba, że ktoś zagląda na swoją pocztę codziennie i utrzymuje tam regularnie porządek, ja niestety mam z tym problem)
  • wykasowanie subskrypcji, którymi nie jesteśmy już zainteresowani, a które dalej przysyłają maile na naszą pocztę
  • W PRZYPADKU OSÓB, KTÓRE NAGMINNIE ZBIERAJĄ PARAGONY JAK JA ! przejrzenie paragonów z całego tygodnia, które uzbierały się w portfelu i wyrzucenie ich po wcześniejszym zapisaniu kwot bądź samo wyrzucenie :) 
  • uprzątniecie nowych dokumentów do segregatora 


CZWARTEK - DZIEŃ TRENINGOWO - NAUKOWY 

Z racji tego, że czwartek będzie jednym z moich dni treningowych, gdy w końcu wprowadzę je w życie, spróbuje go połączyć z nauką.
  • odrobienie lekcji ( ze względu na to, że zajęcia mam co 2-gi tydzień) 
  • powtórzenie materiału z bieżących zajęć + 1 nowy rozdział np matematyka
  • min. 1 godzina z angielskim (ćwiczenia do matury itp)


ŚRODA - DZIEŃ LENIUCHA 

Na ten dzień zaplanuj odpoczynek, taki jak lubisz. U mnie jest najczęściej dzień spędzony BEZ WYCHODZENIA Z ŁÓŻKA :) Dla Ciebie to może być wypad do kina, spacer z drugą  połówką albo spotkanie z kimś, kogo dawno nie widziałeś.



WTOREK - DZIEŃ POD HASŁEM : TERAPIA

Wtorek to dzień, w którym stałym wydarzeniem przez najbliższy czas, będzie spotkanie z grupą tzn. terapia. Jak na razie chyba zostanie tylko to. 



PONIEDZIAŁEK - ZAPLANUJ

Niektórzy wyznają zasadę planowania nowego tygodnia w niedziele wieczorem. Wcale tego nie neguje. Chcesz rób to w niedziele. Ja jednak jestem osobą, która szczerze nie znosi poniedziałków, i aby umilić sobie ten dzień postanowiłam, że będzie on dniem planowania.
  • zaplanuj sobie co masz do zrobienia na cały tydzień 
  • oznacz w kalendarzu z góry zaplanowane na ten tydzień ważne wydarzenia np. wizytę u lekarza, spotkanie z klientem, ważne sprawy na mieście ( w taki sposób będzie Ci łatwiej przygotować się na to co czeka Cię w danym tygodniu, dodatkowo będziesz mogła/ mógł odciążyć sobie głowę, aby ciągle pamiętać np. w środę mam dentystę) 



No dobrze dziś to by było chyba na tyle, ja lecę ubrać na siebie leginsy, bo siedzę w bieliźnie pod kołdrą i stukam w klawiaturę, a porządek nie zrobi się sam. Dziś tak jak wspomniałam wcześniej czeka mnie ogarnięcie koło łóżka i fotel, komodę chyba sobie daruje, ale postaram się za to ogarnąć chociaż trochę kuchnie. 

Swoją drogą przepraszam wszystkich za swoje ciągłe narzekanie. Próbowałam pocieszyć wcześniej przyjaciółkę i centralnie ... mnie strzelił jak z każdą nową wiadomością od niej czytałam, jak to czy tamto ją wkurwia. I chociaż wiem, że sama non stop narzekam na to, że mi się nie chce to jak słyszę coś takiego od drugiej osoby, to wszystko się we mnie gotuje. Co zrobić? Olać. Najzwyczajniej w świecie. Jeśli jest coś co nie przynosi Ci szczęścia puść to wolno. Niech idzie w cholerę. Nie ważne czy jest to facet, zupa która nagle przestała Ci smakować, albo znajomi których z dnia na dzień przestajesz tolerować. ZACZNIJ ŻYĆ W ZGODZIE Z SAMYM SOBĄ. Taka mała rada ode mnie na dziś. 

Ściskam Was cieplutko, bo pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu. Brzydko, zimno, szaro i ponuro. :P 

niezdecydowana. 

czwartek, 10 marca 2016

Jestem tchórzem...

Kiedyś w pewnym filmie usłyszałam sentencję, która brzmi mniej więcej tak: 
"Nie pozwól, aby strach prze porażką wykluczył Cię z gry"
i wiecie co?

Jestem tchórzem. I to cholernie wielkim tchórzem. 

Od rozstania ze swoim byłym facetem, który lubił wypić i podnosić rękę na słabszych ( w tym wypadku często mi się obrywało) stałam się osobą przeraźliwie zalęknioną. Dostałam dziwnych fobii np. nie lubię i czuje się bardzo niekomfortowo, gdy muszę wyjść sama z domu, boję się ludzi, i tego, że nawet jak coś mi się stanie to nikt mi nie udzieli pomocy. Najgorszy lęk mam jednak przed spotkaniem gdzieś na mieście owego, byłego partnera. Boję się, że znów mógłby chcieć się "zemścić" na mnie.

Jednak to nie denerwuje mnie najbardziej. 

Najbardziej złości mnie to, że nie ma we mnie odwagi do zrobienia czegoś nowego. Cały czas unikam odpowiedzialności, bo boję się, że i tak prędzej czy później coś spierdzielę i np. wyleją mnie z pracy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten strach mnie paraliżuje. Paraliżuje do tego stopnia, że sama na sobie wywieram taki wpływ i nacisk, że w ostatniej pracy wytrzymałam tylko 3 dni po skończonym szkoleniu i zasłabłam z nerw i strachu.

Ten strach nie pozwala mi normalnie funkcjonować wśród ludzi. Boję się, że każdy poddaje mnie ocenie i po pierwszym spotkaniu nakleję mi łatkę, której i tak nie dam rady zmienić nie ważne czego bym próbowała, boję się, że przed to, że się boję, nie będę nigdy już w stanie iść do jakieś normalnej i przede wszystkim stałej pracy, bo nie wytrzymam napięcia, które sama w jakimś stopniu na siebie wypieram. Boję się, że przez to, że nie będę miał stałej pracy, nie będę miała godnego życia i będę żyć na skraju biedy, nędzy i rozpaczy, czego bardzo nie chce.

Najgorszym z najgorszych rzeczy, jest to, że nie wiem już jak mam z tym walczyć.  



dobranoc, niezdecydowana. 

wtorek, 8 marca 2016

Nowy początek- czyżby?

No więc zaczynamy i przychodzę dziś do Was z pierwszym sprawozdaniem swojego dnia.

Ale od początku.

Niestety plany regularnego sypiania zostały jak na razie tylko planami. Zamiast chodzić spać o 23-24 zasypiam w granicach 1-3 w nocy. Znowu. Nie wiem czym jest to spowodowane, ale nie cieszy mnie to.

Wstałam dziś jednak wcześniej niż wczoraj. To i tak dobra wiadomość. :)

Miałam umówić się na jutro na przegląd instalacji gazowej, udało mi się załatwić to DZIŚ. Dobrze to wpływa na moją psychikę. Przynajmniej jedna rzecz mniej nade mną wisi. Z wiszących nad głową rzeczy udało mi się jeszcze napisać pracę na geografię do szkoły na jutro. Wystarczy, że rano to przepisze. Niestety nie udało mi się zadzwonić w jedno miejsce ze względu na to, że bateria w telefonie była na wykończeniu a ja pędziłam na terapię i nie miałam przy sobie ładowarki. No cóż. Może uda mi się to załatwić jutro. Mam nadzieję. Także z 3, a w sumie nawet 4 ważnych rzeczy, udało mi się zrealizować 3. Jestem z siebie zadowolona. Chciałabym, żeby taki stan utrzymał się dłużej. Zobaczę jednak co z tego wyjdzie.


Na samej terapii też było dziś w porządku. Strasznie się bałam kolejnego spotkania, bo jedno już opuściłam więc wychodziło na to, że byłam tylko na takim jakby powitalnym spotkaniu. Otworzyłam się dziś, i dałam się trochę lepiej poznać grupie. Zostawiłam jednak kilka szczegółów dla siebie.
Przekonałam się po raz kolejny, że dalej mam problem względem naszego rozstania. Dalej mam do Ciebie żal o to, że tak po prostu sobie odszedłeś i nie walczyłeś, gdy ja robiłam to za każdym pojedynczym razem, gdy Ty odwalałeś takie akcję, że nie jedna posłałaby Cię nie wiadomo gdzie. Ja utwierdzałam Cię w przekonaniu, że nie odejdę i będę nie ważne co zrobisz chociaż brakowało Ci bardzo dużo do ideału. Zastanawiam się jak mam ruszyć dalej skoro dalej siedzisz mi w głowie. Dziś nawet wyrzuciłam Twoje zdjęcia z mieszkania, w którym mieszkaliśmy razem. Nie chce żeby mi o Tobie przypominały. Wystarczy, że mam Cię w głowie. Chciałabym w końcu ruszyć na przód, tylko jak to zrobić?

Dodatkowo do samej terapii dodałabym tyle, że po dzisiejszych zajęciach czuje się lepiej psychicznie z tym, że wyrzuciłam coś z siebie. Dodatkowo usłyszałam kilka miłych słów od innych uczestników, i sama się przekonałam, że są inni, którzy zmagają się z tymi samymi problemami co ja, chyba trochę podnosi mnie to na duchu.

Sam wieczór też minął całkiem ciekawie. W końcu doczekałam się możliwości zamówienia McDonalda na dostawę. Ułatwia to trochę sprawę nie powiem, że nie, w końcu nie muszę wychodzić nigdzie. Jednak chyba bardziej lubię wyskoczyć z kimś do mac'a, usiąść przy stoliku, pogadać, poobserwować ludzi dookoła mnie. Takim idealnym jedzeniem na telefon chyba jednak zostanie pizza i chińczyk dla mnie :)



Tak oprócz tego to, 4 dzień pod rząd męczy mnie katar i powoli zaczynam przypominać Rudolfa Czerwononosego, to ten z bajki o świętach. Renifer.
Do tego dziś jest mi non stop cholernie zimno i chyba właśnie łapie mnie gorączka. Moje oczy też proszą o odpoczynek, bo niesamowicie mnie bolą i nawet przez chwilę łzawiły.

Podsumowując: Dzień zaliczam do całkiem udanych, mimo że wstałam kompletnie bez sił i chęci na cokolwiek. Cieszę się, że przełamałam swoje lenistwo, 'swoje niechcemisie' i jednak ruszyłam się, i z domu, żeby załatwić tą instalację, i na terapię, chociaż miałam pełno obaw i się stresowałam.


Mogę się Wam pochwalić, że staram się również pracować nad pewnymi nawykami. Np od wczoraj jest to nawyk lepszej pielęgnacji twarzy (dokładniejsze oczyszczanie - rano i wieczorem), oraz od kilku dni nie palę. Dziś strasznie brakowało mi papierosów. Nie wiem czy było to spowodowane stresem czy bardziej wyjściem z domu (na dworze zawsze lepiej mi się pali - również zdecydowanie więcej). Na całe szczęście jednak papierosów przy sobie nie miałam, pieniędzy na papierosy też nie było w portfelu więc nie wypaliłam ani jednego. Po powrocie do domu ochota na papierosy jakoś mi przeszła :)


No dobrze, dochodzi 23. Uciekam robić sobie melisę (podobno ułatwia zasypianie) i zmykam spać.
Dobrej nocy życzę wszystkim z Was :)

niezdecydowana. 


poniedziałek, 7 marca 2016

Zmian, zmiany, decyzje i zmiany.

Witajcie.
Dziś trochę inaczej.
Chyba potrzebne mi coś w rodzaju dziennika, żeby zacząć pracować nad moim lenistwem i pozytywnym myśleniem. Potrzebuje też miejsca, w którym będę mogła wylać z siebie to co leży mi na sercu, a nie tylko pisać o rzeczach, które spodobają się czytelnikom.


Chcę wprowadzić dużo zmian w swoim życiu część już jest spisana. Spisane cele podobno łatwiej jest skontrolować. Przede mną jeszcze dużo pracy. 




Po 1 muszę pracować nad swoim lenistwem, cholerstwo twardo się mnie trzyma i za nic nie chce odpuszczać.
Po 2 zacząć chodzić na terapię, na którą cudem się tak szybko dostałam. Byłam na jednym spotkaniu i trochę się zraziłam, drugie musiałam opuścić niestety ze względu na problem ze stopą. Jutro czeka mnie kolejne i powiem Wam, że cholernie się boje! Strach przejął nade mną kontrolę.
Po 3 znaleźć pracę dorywczą i zacząć wychodzić na prostą, odkładać pieniądze, spłacić dług u rodziny i wyprowadzić się w końcu na swoje. Szkoda tylko, że każda praca wydaje mi się nieodpowiednia i nie dla mnie. Już sama nie wiem co chciałabym robić.
Po 4 ale to chyba powinien być 1 punkt na mojej liście zmienić nastawienie i przestać a przynajmniej postarać się przestać być non stop w "dołku" psychicznym i fizycznym. Dziś chyba zrobiłam pierwszy krok do tego i kupiłam magnez, czytałam, że pomaga na przemęczenie a dodatkowo działa dobrze na układ nerwowy. Niestety te wie sprawy ciągną się u mnie od nie pamiętam jakiego czasu.
Po 5 chciałabym zacząć ćwiczyć i czuć się lepiej w swoim ciele, prawdopodobnie szykuje mi się wyjazd w góry w wakacje a niestety figura nie zachęca nawet do tego żeby założyć szorty. Osiągnęłam najcięższą wagę w swoim życiu. Przykre to :(

Na dziś to chyba tyle, cieszę się i jestem dumna z samej siebie, że chociaż od tygodnia codziennie nic mi się nie chce to jednak od dwóch dni wstaje i coś robię, może nie dużo ale coś robię.

Ściskam,  Karola.