sobota, 19 marca 2016

Życie w wielkim mieście.

Od ostatniego wpisu minął tydzień. 
System tygodniowy z poprzedniego wpisu, nie za bardzo zdaje rezultaty, ale może potrzeba do tego więcej czasu niż tygodnia. Jak na razie dziś udało mi się uprzątnąć e-mail z piętrzących się w nim śmieci. 
Niedziela chyba dalej pozostaje MOIM dniem. I dniem dla mnie. 
Z racji zbliżającego się tygodnia z zajęciami w szkole i sprawdzianami, od wczoraj siedzę nad matematyką. Co prawda naukowo-ćwiczeniowy czwartek się nie sprawdził, za to naukowo-ćwiczeniowy piątek wkroczył dziś do akcji. 
To chyba by było na tyle z całego tygodnia. 

Życie w wielkim mieście = wielkie możliwości? Niekoniecznie. 

Ostatnio tak sobie rozmyślam, że chyba wolałabym jednak mieszkać na wsi, nie słuchać o tych wszystkich wypadkach i problemach, które są typowe dla wielkich miast. Miałabym ciszę, spokój, naturę blisko siebie. I może dzięki temu mniej problemów? Czuję się zagubiona w Warszawie, chociaż to miasto, w którym się wychowałam. Dziwne, prawda?
Ostatnio przytłacza mnie to wszystko, dorosłość, wizja wyprowadzki i zamieszkania samej w mieszkaniu, które urządzałam dla dwóch osób. To też jest jeden z powodów mojej frustracji. Czuje się tak cholernie nie przygotowana do życia. Nie powiem terapia daje efekty, chce mi się bardziej walczyć z tym wszystkim. Przynajmniej psychicznie., bo fizycznie chyba nic się jednak nie zmieniło. Dalej leże całe dnie w łóżku i prawie nic ze sobą nie robię. Po ostatniej wizycie na terapii pomalowałam paznokcie u rąk ! Pełen sukces! Na serio. Po 2 latach nie robienia kompletnie nic ze swoimi dłońmi zafundowałam im manicure. Trochę szkoda, że kurs skończony, certyfikaty leżą i się kurzą, a ja wychodzę z wprawy z każdym dniem coraz bardziej. 
Nawet miałam pomysł, żeby zainwestować w lakiery hybrydowe i zacząć robić po znajomych za jakaś minimalną kwotę, ale jak to ja, w ostatniej chwili znajduje milion powodów, żeby tego nie zrobić co sobie zaplanuje. Eh nie wiem czemu tak mam. Ktoś ma może jakiś pomysł? 


Jestem dziś z siebie zadowolona, bo zrobiłam więcej niż oczekiwałam, w końcu udało mi się poćwiczyć, pouczyć i trochę pobyć z sobą samą. Za oknem zaczyna się robić już trochę ponuro, a najważniejsze punkty, które w sumie nawet nie były na mojej dzisiejszej liście są spełnione. Chciałabym to jutro powtórzyć, tylko bez treningu.  Nie chce przesadzić na początku, bo się zrażę i znając życie odpuszczę zanim tak na dobre zacznę trenować. 



Wracając do głównego wątku, życie w wielkim mieście jest dość trudne, czeka tu mnóstwo pułapek i rozczarowań. Wiele osób pojawia się w naszym życiu tylko na chwilę, i pędzą gdzieś dalej wcale się nie oglądając za siebie. Ja sama już doświadczyłam kilka razy dość nie przyjemnie tego, że najpierw pojawia się ktoś nowy w moim życiu, zaczyna się tworzyć kontakt, potem zaczynamy pisać ze sobą codziennie, spotykać się. Zaczynam traktować tą osobę jak przyjaciela, otwieram się przed nią, mówię jej o swoich lękach, problemach i sekretach, które staram się chronić. I wszystko wydaje się okej, wydaje się, że na serio tworzymy zgraną paczkę, a potem naglę, kontakt zaczyna słabnąć. Już nie rozmawiamy jak kiedyś całymi dniami, a tematy z dnia na dzień się kończą i ograniczamy się do zwykłej kilkuminutowej (czasem nawet nie) rozmowy na fb na podstawie : hej, co tam? no nic, a u Ciebie? to samo. 
Zastanawia mnie skąd się to bierze. Okej rozumiem, każde z nas ma swoje życie to jasne, ale chyba po prostu nie lubię jak ktoś mnie tam odcina z dnia na dzień po tym jak się przyzwyczaję, że codziennie odpowiadam jak minął mi dzień. Co potem zrobić z takimi przemyśleniami? Szczerze nie wiem, bo na dzień dzisiejszy, mam jedną osobę, która mnie wspiera codziennie. Której mogę pochwalić się że zrobiłam trening, albo pomalowałam paznokcie, z którą mogę pogadać o tym co miałam na obiad, albo powiedzieć jej co w tej chwili mnie gnębi. Jestem bardzo wdzięczna jej, że jest przy mnie. I że mnie wspiera, doradza i pomaga czasem w bardzo błahych albo durnowatych sprawach. 

Lista moich znajomych się zmniejszyła wyjątkowo szybko i w wyjątkowo sporej ilości. Została na prawdę ze mną garstka osób, które są ze mną od lat, raz mamy lepszy, raz gorszy kontakt, ale jednak są jakąś taką stałą rzeczą w moim życiu. Chciałabym im bardzo podziękować i powiedzieć, że dużo to dla mnie znaczy, że są ze mną na dobre i na złe iiii, że się cieszę, że to właśnie Oni :) Chciałabym, żeby z czasem ta lista się powiększyła, jak kiedyś. 

To chyba na tyle dziś. 
Chciałabym tylko wspomnieć Wam, że mam jeszcze dużo różnych takich tematów w głowie nad którymi pracuję. No ja akurat nie planuje wpisów z wyprzedzeniem także może to trochę zaburzać harmonię bloga itd, ale najlepiej mi się piszę pod wpływem chwili :)

Uściski, niezdecydowana. 

4 komentarze:

  1. Wow, jak zwykle jestem pod wrażeniem.. może i niby ostatni post był tydzień temu, ale warto czekać.. nie liczy się ilość, a jakość.. :)

    Planowanie.. a no właśnie.. z tym również różnie bywa.. jedni planują, inni nie.. inni twierdzą, że nie warto planować, bo jak sobie coś zaplanują, to zawsze i tak nie wyjdzie.. inni uważają, że dzięki planowaniu są lepiej zorganizowani i właśnie dzięki temu też im się więcej rzeczy udaje.. jeżeli chodzi o mnie, to moje zdanie, względem planowania, jest jakoś pośrodku tych dwóch prawd..

    Życie w wielkim mieście.. jeżeli chodzi o możliwości, to na pewno są większe, niż w mniejszych miastach.. ale życie jest niestety brutalne, a prawda jest taka, że najważniejsze w życiu to kontakty, plecy i łeb na karku.. bez tego jest bardzo ciężko.. więc jeżeli myślisz o tym żeby zainwestować w coś, co możesz robić, to myślę, że warto chociażby i spróbować i zobaczyć jak to wyjdzie.. jak nie, to trudno, nie ma co się zrażać.. :)

    Jeżeli chodzi zaś o życie, to tak.. w dużych miastach, chociażby jak Warszawa, żyje się bardzo szybko.. takie życie, przynajmniej niektórych ludzi, bardzo przytłacza.. mieszkam w miasteczku pod Warszawą, ale osobiście sam miałem okazję zakosztować trochę życia w Warszawie.. odczucia? skrajne.. ja osobiście kiedyś marzę o tym, by mieszkać w jakimś bardziej zacisznym miejscu.. lubię sielankę i spokój.

    Pozdrawiam, Mateusz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie stawiam na jakoś niż ilość :) U mnie z planowaniem jest różnie, raz się sprawdza, raz nie jak widać. Tak możliwości w dużych miastach jest zdecydowanie więcej niż gdzieś na wsi przykładowo. No ja ostatnio właśnie bardziej zaczęłam doceniać sielankę i spokój. W Warszawie trochę mi tego brakuje jednak :)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Mamy bardzo, ale to bardzo podobne przemyślenia, Karola. U mnie to wszystko wygląda niemal tak, jak u Ciebie. Niby chcę coś zrobić, ale znajdę ten jeden powód, by tego nie zrobić. Też wolę wieś od dużego miasta. I też nie rozumiem, dlaczego niektórzy ludzie z dnia na dzień o nas... zapominają? Niejeden raz przez to przechodziłam, dlatego już tak nie ufam i wręcz nie potrafię się otworzyć... Sama dobieram sobie znajomych i wolę, by była ich garstka, niż tysiące nieprawdziwych, nieszczerych... Może kiedyś znajdę kogoś, komu nie będę się bała wyjawić swoich lęków i marzeń... A Tobie, jeśli masz taką osobę, życzę, by była przy Tobie na zawsze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak jak zwykle zgadzam się w 100 procentach z każdym słowem. Najgorzej jest jednak z tym ze chciałabym na nowo zacząć żyć cieszyć się życiem wychodzić fo ludzi a nie mogę. Bojd się odrzucenia zranienia i rolę tkwić w domu jak jaskini owiec jakiś. Jestem taka rozerwana wewnętrznie ze nie wytrzymuje tego.

      Usuń