czwartek, 15 września 2016

O zmianach w życiu i organizacji.

Ostatnim razem kiedy chciałam poruszyć ten temat na blogu miałam za dużo różnych spraw na głowie. Głównie chodziło wtedy o przeprowadzkę do "swojego" mieszkania i usamodzielnienia się.

Odkąd jestem na swoim minął miesiąc.  Sporo rzeczy już zrobiłam, dużo więcej jest jednak przede mną. Mam wrażenie, że najgorsze jest już za mną. Cały ten bajzel, przewożenie rzeczy z jednego mieszkania do drugiego, przyzwyczajanie się do nowego miejsca i obsesyjne myślenie czy wszytko będzie w porządku. Jak na razie nie jest źle, jako tako sypiam, do mieszkania dalej się przyzwyczajam, co chwila coś zmieniam, przekładam, wpadam na nowe pomysły. Poznaje sąsiadów i spędzam z nimi całkiem fajne wieczory w ogródku pod blokiem. Poznaje ich historie, a oni poznają moją. I nie spodziewając się tego wcale, to super, gdy po męczącym dniu mogę usiąść w spokoju na ławce i pogadać z kimś kto jest zupełnie nowy w moim życiu.  


W ostatnich dniach coraz częściej myślę o organizacji. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że miałam bardzo pracowity tydzień. Wiecie jak to jest : praca, dom, zakupy i cała reszta. Nie ma kiedy się porządnie wyspać nie wspominając już o jakimkolwiek relaksie. Podczas ostatniego tygodnia zobaczyłam jak szybko całkiem dobrze posprzątane mieszkanie można doprowadzić do takiego stanu, że sama się zastanawiam czy przypadkiem nie wybuchł żaden granat pod moją nieobecność.  Przykrym faktem jest to, że moje obawy się potwierdziły.

JESTEM BAŁAGANIARĄ!

I to normalnie taka do kwadratu.
Okej, żeby nie było zawsze starałam się swoje bałaganiarstwo tłumaczyć tym, że to czego będę potrzebować i tak znajdę bez problemu. Problem się robił kiedy nie mogłam tego znaleźć.  Niestety przy nadmiarze obowiązków jakimi w moim wypadku jest praca, zakupy i ogarnięcie całej reszty, doszło do tego, że sprzątanie to ostatnie o czym myślałam. Marzyłam o chwili spokoju i o tym, żeby ktoś za mnie zrobił obiad.  Opadłam z sił i jechałam na rezerwie. Długo się tak nie da, na całe szczęście już trochę się doładowałam.





Kilka dni temu po wielkich trudach w pracy postanowiłam nie dawać mojemu lenistwu pola do popisu i po pracy zabrałam się za szafkę z ciuchami. I szczerze Wam powiem, że nie znoszę tego robić, a jednocześnie uwielbiam. U mnie za każdym razem odbywa się to następująco. Najpierw jest faza oszołomienia pod tytułem " OMG Ile tego jest?!?!!" Potem następuje faza ekscytacji: " sto lat szukałam tej bluzki, tego swetra i tamtych spodni."  Na koniec przychodzi moment na fazę o nazwie " błagam niech to się w końcu skończy".

Nie prawda było by gdybym napisała ze nie jestem z siebie zadowolona. Jestem. I to bardzo.  Bo chociaż oczy chciałam podtrzymywać zapałkami a ramiona na sznurki przymocować do żyrandola to nie zostawiłam roboty w połowie i dokończyłam to co zaczęłam.  Napawa mnie to dumą z samej siebie, bo mam mentalność do tego, że zacznie coś i zostawię w połowie albo nawet i w jednej trzeciej, bo mi się odechciewa jak widzę ile jeszcze przede mną.

JEDNAK...

Zmusiło mnie to do pewnych przemyśleń. Otóż zawsze podziwiałam osoby które lubią sprzątać, są dobrze zorganizowane i nie mają problemu z tym, żeby spędzić aktywnie dzień.  Ja zawsze musiałam o to walczyć.
Postanowiłam, że i tym razem spróbuję kolejny raz. Wiecie wrzesień to całkiem dobra pora za wprowadzanie zmian, większa motywacja po wakacjach i te sprawy.  Problem jest tylko jeden. Za żadne skarby świata nie wiem jak mam się zabrać do tego wszystkiego co chciałabym zmienić. Wiem tylko, że muszę zacząć od małych kroków, bo ta metoda się sprawdza całkiem nieźle w moim wypadku  a do ogarnięcia też jest całkiem sporo.

Zabieram się za siebie i uciekam sprzątać dalej, bo pokój już woła o pomstę do nieba, niestety jak zrobię jedno to potem przez kilka dni nie robię nic. A samo się nie zrobi!


Dajcie znać jak Wy sobie radzicie z porządkami, utrzymywanie porządku itd. U mnie utrzymanie posprzątanego mieszkania graniczy z cudem. 

wtorek, 23 sierpnia 2016

Z pamiętnika.. singielki!


Większość z Was,z łatwością potrafi powiedzieć kim jest Elka Kowalik, Natalia bądź Tajemniczy Samotny Wilk, ale na pewno nie wszyscy.  Ja potrafię. I tak jak Elka nie ma szczęścia w miłości. Tak jak ona, też kiedyś ukrywałam i dusiłam w sobie miłość do przyjaciela, i to mnie niszczyło. I choć udawałam przed nim, że wszystko jest okej serce pękało w pół. Jak widać u mnie nie skończyło się dobrze. Ciekawi mnie jak skończy się u niej, ale...


Dziś nie o tym. 

Chodzi o to, że... Ja też jestem singielką. (Moja historia jest opisana tutaj  ) I chociaż bywają dni, że wcale nie chce nią być to nic nie mogę na to poradzić, że jednak nią jestem. Wiele razy chciałam napisać Wam jak fajnie jest być singielką, jakie to super uczucie gdy jest się wolnym i nie kontrolowanym przez nikogo itd itd... Z drugiej jednak strony wiem, że jest to cholernie przykre, smutne i depresyjne zjawisko. Przynajmniej dla mnie takie po części jest.  Z tym wpisem noszę się od jakiś dobrych dwóch miesięcy i w sumie sama nie wiem co mam napisać oprócz tego że spóźniłam się z dodaniem go dokładnie miesiąc czasu. 


26 lipca 2016 r. minął rok jak jestem sama. 


Przez ten czas na prawdę sporo się wydarzyło. Spędziłam kilka miesięcy w domu wylewając morze łez, znalazłam pracę w której nie wytrzymałam tygodnia, bo strach wziął górę, odstawiłam na własną rękę otrzymane leki od psychiatry, które podobno miały pomagać, a było mi po nich jeszcze gorzej, przerwałam terapię, która nie wiele mi dawała na rzecz innej (na której nie byłam ani razu), uporałam się z dokończeniem liceum choć świat stanął mi na głowie, a szkoła to ostatnie o czym chciałam myśleć. Chciałam powiedzieć Ci (tej która to czyta bądź temu, który to czyta), że pozbierałam się (jeszcze nie w pełni)  i walczę o kolejne dni. 

Mam nową pracę, a w niej fajnych ludzi. Usamodzielniłam się i przeprowadziłam do swojego mieszkania. I chociaż często sobie nie radzę i wybucham płaczem z nadmiaru stresujących sytuacji, daje radę. Sama! No dobra, czasem z pomocą bliskich bądź znajomych. 

Jeśli ktoś zapytałby mnie czy zapomniałam, odpowiedź brzmiała by mniej więcej tak : Nie, nie zapomniałam o Tobie, nie zapomniałam tego jak się czułam przez ten rok, nie zapomniałam tego jak bolało i jak bardzo chciałam cofnąć czas, aby do tego nie dopuścić. Nie zapomniałam jednej z najpiękniejszych i najboleśniejszych historii swojego życia. Zdałam sobie sprawę, jak mocno wyryłeś mi się w głowie i sercu, ale zapomniałam już jak wyglądały nasze zwyczajne rozmowy, nasze kłótnie, nie pamiętam już słów jakie do siebie wypowiadaliśmy w danych sytuacjach, nie pamiętam Twojego głosu i pewnie gdyby nie propozycja dodania Cię do znajomych na facebooku pewnie dalej nie pamiętałabym jak tak na prawdę wygląda Twoja twarz. Ta prawdziwa, a nie ta udoskonalona w wytworach wyobraźni i zamazanych wspomnień. 


I chociaż są momenty, gdzie jest mi tak cholernie źle, że wybucham hektolitrami łez "BO TY JUŻ KOGOŚ MASZ A JA NIE! " to tak na prawdę wiem, że w życiu bym do ciebie nie wróciła. Wiem to, bo gdy pomyślę jak bardzo jestem wściekła na to co mi robiłeś, zdaje sobie sprawę, że to Ty nie zasługiwałeś na mnie a nie na odwrót. I pomimo tego,  że układasz sobie życie z kimś innym, a ja dalej w jakiś sposób tkwię w miejscu - powstrzymuje mnie jedno. Nie mam pojęcia co tak na prawdę dzieje się w Twoim życiu, czy jesteś z nią szczęśliwy, czy może każdego dnia myślisz o mnie i żałujesz ( w to akurat wątpię, nie jesteś facetem, który przyznaje się do błędu), jedno jest pewne : 


Nigdy więcej nie wejdę w taką relację.

Nauczyłam się, że nie chce nigdy, przenigdy więcej być z kimś kto będzie miał takie same negatywne cechy, które miałeś Ty, że nigdy więcej nie pozwolę na to, żeby ktoś traktował mnie tak jak Ty to robiłeś, że nigdy więcej nie zwiąże się z kimś, kto nie umie rozmawiać z drugą osobą, szanować jej i liczyć się z jej zdaniem. 

I chociaż jest mi żal, że nie jestem z nikim w związku, zdaje sobie teraz sprawę z tego, że nie zadowolę się byle czym, nie zwiąże się z pierwszym lepszym gościem, by potem narzekać, że  On jest taki, siaki, owaki. Nie chcę przez najmniejszą błahostkę się rozstawać a potem wracać do siebie. Tak z milion razy. Takie sytuacje już przerabiałam, nie są fajne. Nie chce ich znów. 

Czekam na kogoś kogo będę mogła poznać, z kim będzie mi się dobrze rozmawiać i kogoś przy kim nie będę musiała się bać bycia sobą. Kogoś kto będzie rozumiał, wspierał i dawał siłę, gdy mi będzie tego brakować, kogoś z kim nie będę musiała się kłócić, aby w końcu mnie wysłuchał do końca. Czekam na kogoś z kim będę miała miliony niekończących się tematów do rozmów, w środku nocy, nad ranem, przy śniadaniu, albo nad brzegiem morza. 



Czekam na kogoś, kogo pokocham i kogoś kto pokocha mnie. 



sobota, 6 sierpnia 2016

Dużo.. a może jeszcze więcej?

Wiecie jak to jest? Nagle przychodzi Wam do głowy myśl o zrobieniu generalnych porządków w domu, ewentualnie w moim wypadku - przeprowadzka na swoje. 
I pakując się oczy coraz szerzej się otwierają, a w głowie ciągle pojawia się pytanie skąd to wszystko się tu wzięło. O! To z nad morza, a to z gór. Tamto to pamiątka od koleżanki, a to kupiłam za grosze na wyprzedaży. Mam ochotę krzyczeć. Wpadając na pomysł pakowania się w weekend nie wpadłabym na to, że przeglądając WSZYSTKO okaże się, że jest jeszcze więcej moich rzeczy niż tylko te na widoku. Biorę przecieram z kurzu, zaczynam się dusić i w ostateczności zastanawiam się czy tak na prawdę jest mi to potrzebne czy może czas się z tym pożegnać? Przecież już dawno zapomniałam o tym, że to mam. 



Jak pomyślę sobie o tym, ile rzeczy czeka jeszcze do spakowania, a z iloma się pożegnam to chyba jednak wcale nie jest mi lepiej. Może to z tego względu, że tych do spakowania jest tak ze 2, nie no dobra, ze 4 razy więcej! 

Do tego dochodzą jeszcze zakupy no bo stare trzeba zastąpić nowymi, pięknymi i całkowicie niepotrzebnymi rzeczami. O nie ! Tak nie może być. 

Uroczyście Wam przysięgam, że jak tylko uporam się z całą tą przeprowadzką, przewożeniem rzeczy i ogarnianiem drugiego mieszkania, załatwiania spraw zaległych i szkoły, która powinna znaleźć się zaraz za przeprowadzką to biorę się za siebie. Od nowa poczytam na temat minimalizmu i tego jak pozbyć się nie potrzebnych rzeczy. A co najważniejsze, wprowadzę je w życie! Od samego czytania to nie wiele się zmieni, prawda?


czwartek, 4 sierpnia 2016

Nie wszystkie powroty są łatwe

Nie ukrywam, że wiele razy w ciągu ostatniego miesiąca nosiłam się z zamiarem napisania tu czegoś, do końca sama nie wiem czego, ale chciałam napisać cokolwiek, aby wrócić. Jednak za każdym razem, gdy już wpadłam na jakiś genialny pomysł na post, to zaraz wypływało na wierzch jakieś ale. A to oklepany temat, a to nie wiem jak tytuł nadać albo jak w ogóle ugryź temat, żeby to kogoś zaciekawiło.

Mówi się, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Moim zdaniem to zależy od domu, bo przecież nikt nie chce wracać do miejsca, które kojarzy mu się tylko ze złymi chwilami, smutkiem, cierpieniem, bądź strachem, prawda? Pewnie, że tak, ale co zrobić w przypadku, gdy to miejsce wcale nie kojarzy się tak źle,jest w naszej ocenie całkiem w porządku a powrót do niego jest tak ciężki.



Wiecie powrót do swojego lubego po kłótni jest prosty, oboje się staracie i jest lepiej, zaczyna się sielankowe życie.

W przypadku bloga jest trochę ciężej, ale nie tylko w przypadku bloga. Na głowie aktualnie mam przeprowadzkę i milion innych rzeczy związanych z nią i nie tylko. Cieszę się, bo to jakiś kolejny krok na przód w mojej wędrówce przez życie jako singielki tyle tylko, że wszystko okropnie mi się przesuwa w czasie co powoduje u mnie frustracje.

Przeprowadzka w moim wypadku to nie jest łatwa sprawa. Jestem mistrzynią w wymyślaniu wymówek i jak się na coś uprę to nikt mnie nie jest w stanie powstrzymać ani przekonać. Tak jest teraz z przeprowadzką i obawy jakie się z nią wiążą. Wyprowadziłam się na rok ze swojego mieszkania po rozstaniu, chciałam odpocząć, pozbierać się. Teraz gdy w reszcie czuje, że jest to czas najwyższy, aby tam wrócić, boję się. Boję się jak będę znosić samotność i natłok myśli, czy nie będę rozpamiętywać i płakać po nocach. Wydaje mi się, że każdy z nas ma prędzej czy później takie obawy w życiu i wiem, że nie jestem ani pierwszą ani ostatnią, która takowe ma. Staram się być dobrej myśli i oswajać z mieszkaniem na nowo, planuje, wymyślam, co będę robić, co zmienię, i jak wszystko ogarnę. To daje mi poczucie jakiejkolwiek kontroli nad tym co robię.

P.s.
Jednak jeśli znacie jakieś ciekawe sposoby jak uporać się z tym będę bardzo wdzięczna.

piątek, 15 lipca 2016

Uśmiechnij się - tak jest łatwiej.

Pamiętam jak jakiś czas temu stworzyłam swoją własną listę BEFORE I DIE. Znalazły się na niej 33 punkty. Są tam zarówno cele jak i marzenia. Jedną z takich rzeczy było to, aby nie brać do końca życia leków na depresje. I choć wtedy prawie rok temu, wydawało mi się, że bez nich sobie nie poradzę to proszę. Dziś mogę śmiało wykreślić ten podpunkt z tej listy. Kilka innych też.
Wiem, że marzenia dzielą się na te skryte głęboko ukrywane jak i te o których się mówi głośno, bo chcę się mieć jak największą motywację do ich spełnienia. I choć czasem jest tak, że nie spełniają się te które byśmy chcieli, to może nie zapominajmy o tych innych, troszkę mniejszych. Przecież one też są ważne, prawda?





Od jakiegoś czasu również wspominam Wam ciągle że planuje wprowadzić dużo zmian w swoim życiu. Wspominam o tym, dlatego, że chce aby więcej osób się o tym dowiedziało. Chcę mieć większą motywację do tego żeby je wprowadzać a przy okazji chce zadbać o siebie. O swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Jedną z takim zmian jest tok myślenia. Ja osoba z natury marudna, zrzędliwa, narzekająca na wszystko i wieczna pesymistka zrobiłam pierwsze kroki aby w końcu to zmienić. Przestałam narzekać, teraz zdarza się to przy grubszych aferach. Przestałam też szukać na siłę miłości swojego życia. Bycie z kimś po to aby tylko być to nic fajnego.
Zaczęłam brać życie takie jakie jest i cieszyć się z małych rzeczy. Zaczęłam dostrzegać plusy tam gdzie wcześniej ich nie widziałam. A co najważniejsze, moje relacje z ludźmi też się poprawiły.

Chcę nauczyć się żyć najlepiej jak się da, być najlepszą wersją samej siebie, i cieszyć się życiem. Chcę móc powiedzieć za jakiś czas, że jestem szczęśliwa. Nawet jeśli będę singielką. A wiecie czemu?  Bo wszystkie te zmiany jakie pomalutku wprowadzam robię dla siebie. Po to aby to mi żyło się lepiej łatwiej. Tak samo jest w słoneczny dzień, gdy nagrzewasz się słońcem a na usta wkracza uśmiech - od razu wszystko wydaje się łatwiejsze.


Przesyłam mnóstwo uśmiechu i pozytywnej energii. :)


czwartek, 9 czerwca 2016

Jestem dumna...

Wiecie jak to jest kiedy macie mnóstwo rzeczy na głowie, jesteście zmęczeni, poirytowani i marzycie tylko o chwili spokoju? Chwili podczas której nie będzie obchodziło Was nic prócz tego o czym sami zadecydujecie. Pewnie, że wiecie. Ja miałam tak przez ostatni tydzień w pracy. Niestety ponad 10 miesięcy przerwy w pracy robi swoje. Organizm się odzwyczaja i rozleniwia. Ostatni czas jest dla mnie bardzo intensywny. Dowiedziałam się, że moje problemy z żołądkiem wymagają diety, w pracy trzeba było być codziennie po 9 godzin co było dla mnie istnym maratonem i po 3 dniach miałam dosyć. Zakończyło się to tak, że po tygodniu takiej pracy mój organizm się zbuntował i leże teraz tydzień w domu na zwolnieniu, no ale ja nie o tym chciałam.

Chciałam o tym, że jak pewnie już większość z Was wie, jestem chyba najbardziej leniwą osobą pod słońcem. I mówię poważnie, gdyby wiedziała jak mam zarabiać na leżeniu całymi w łóżku z pewnością bym to wykorzystała i teraz byłabym milionerką. Niestety, nie odkryłam jeszcze tego magicznego sposobu na to, aby móc przeprowadzić się do willi z basenem, więc jak na razie zostaje mi ciężko pracować na moje zachcianki i wydatki. Jest tylko jeden problem. Wiecie jaki? CHOLERNIE MI SIĘ NIE CHCE!

Ostatnio straciłam zapał do pracy, przez pierwszy tydzień dzień w dzień sobie obliczałam ile już zarobiłam i na co będę mogła to wydać, gdy już dostanę pieniądze. Potem niestety przyszedł czas maratonu, czas takiego zmęczenia, że jedyne o czym marzyłam to sen, aby choć trochę odpocząć i nie czuć bólu nóg. Chciałabym zmienić swoje podejście. Wiecie codziennie rano wstaje z myślą, że tak cholernie mi się nie chce iść do tej pracy. Okej stanie na kasie nie jest szczytem moich marzeń, ale ta praca też nie jest taka zła. Przynajmniej można się trochę pośmiać no i non stop jestem wśród ludzi. To całkiem fajne uczucie.  Tylko najgorsze jest właśnie moje podejście, które nie wiem jak zmienić.
Jest to o tyle ciężkie, że nawet jak mam wolne (tak jak teraz - ze względu na chorobę) i niby mam czas, żeby zrobić coś na co nie mam czasu jak pracuje, to też mi się nie chce, ale...



ZMUSZAM SIĘ.

Nienawidzę tego uczucia, ale robię to i  potem czuję się lepiej. Czuje się szczęśliwsza, czuję się dumna z samej siebie, bo wiem jak bardzo mi się nie chciało czegoś robić, a jednak to zrobiłam. I to chyba jest najważniejsze? Chciałabym żeby każdy i każda z Was odnajdowała chociaż jedną małą rzecz w swoim codziennym życiu, z której jest dumna. Ja jestem.

Jestem dumna, że po raz pierwszy usmażyłam swoje placuszki z cukinii. Jestem dumna, że chociaż przez cały dzień szukałam sobie najróżniejszych wymówek, ugotowałam zupę, która wyszła idealnie. Jestem dumna, że pomimo tego jak bardzo nie chce mi się chodzić do pracy, to jednak po zwolnieniu pójdę do niej z nową energią. Jestem dumna, z tego, że chce coś zmienić w swoim życiu. Jestem dumna z tego, że choć idę małymi krokami i często się zatrzymuje, a czasem nawet trochę cofam to jednak z każdym kolejnym krokiem idę pomału do przodu. Jestem dumna z tego, że chce walczyć ze swoim lenistwem, choć nie jest to łatwe i za każdym razem chce odpuścić. I na koniec chyba najważniejsze - jestem dumna z tego, że się staram i wstaje po każdym upadku.

A Ty z czego jesteś dumny bądź dumna?


Jeśli spodobał Ci się wpis, proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. To one są najbardziej oczekiwane przeze mnie i cieszę się z każdej pojedynczej osóbki, która poświęci swój czas, aby napisać mi swoje zdanie.


niezdecydowana.

niedziela, 22 maja 2016

Przegląd miesiąca - MAJ

Ostatnim razem starałam się zrobić przegląd miesiąca w lutym. Jak mi poszło możecie sprawdzić tutaj. Maj co prawda jeszcze się nie skończył, ale powoli zbliża się ku końcowi. I szczerze mówiąc, to nie wiem nawet kiedy zleciał mi, ten pierwszy wolny od szkoły miesiąc.  

W ostatnim poście pisałam Wam o dziewczynie, której nie znam w 100 procentach. Tą dziewczyną jestem ja, chyba nikt z Was nie miał co do tego wątpliwości? W maju zaczęłam pracę, i cholernie się bałam, że nie wytrwam w niej długo. Nie myliłam się, bo już po 3 dniach miałam dość, ale...Jak na razie się nie poddaje, chcę wytrwać jak najdłużej i powiem Wam, że nie jest wcale tak źle jak się spodziewałam.  Wiadomo prawie rok spędzony w łóżku robi swoje, ciało jest nieprzystosowane do pracy i męczy się okropnie. Z czasem będzie lepiej.  Trzeba się przyzwyczaić.  

Jak na razie jestem mega zadowolona, atmosfera pracy super, ludzie też w porządku. Mam nadzieję, że z pierwszą zmianą też będzie dobrze. Okaże się już w poniedziałek.  

Co słychać poza pracą pewnie jesteście ciekawi. Planuje przeprowadzkę do swojego mieszkania, w końcu. Mam nadzieje że czerwiec – lipiec to ostateczny termin. Jest jeszcze kilka rzeczy do załatwienia, ale teraz będą dodatkowe pieniądze z pracy więc będzie łatwiej.  Tydzień temu udało mi się też wstąpić do biblioteki publicznej i założyć ponownie kartę. Po iluś tam latach. Wiecie dopóki uczyłam się w technikum, a chciałam coś przeczytać wypożyczałam to ze szkoły. Teraz już nie mam takiej możliwości.  Na całe szczęście i koło swojego mieszkania i koło babci mam bliziutko bibliotekę publiczną także nie będzie problemu. Na pierwszy rzut poszła trylogia o wampirach (uwielbiam wampirologię odkąd się pojawił zmierzch :P ) i romans, na osłodę.  Romanse to chyba pierwszy gatunek jaki zaczęłam czytać tak sama z siebie. Może kiedyś też mi się trafi ideał niczym z książki, kto wie.  

Maj obfitował też w różne spotkania ze znajomymi, wpadłam na noc do przyjaciółki, byłam nad bulwarem wiślanym w nieznanym mi dotąd miejscu, widoki mnie zachwyciły. Zdarzył się również wypad do innej przyjaciółki i małe strzyżenie jej włosków. Zadowolona mam nadzieje, jak zawsze. No i też było wielkie objadanie się i oglądanie komedii romantycznej u kolejnej z dziewczyn. 

Z małych życiowych rewolucji, mogę Wam się jeszcze przyznać do tego, że zmieniłam plany odnośnie szkoły policealnej. Byłam wielce zafascynowana rachunkowością i administracją, po rozmowie z jedną z osób z mojej pracy, która ma 23 lata przepracowane w banku i nie wspomina tego dobrze, poważnie zaczęłam się nad tym kierunkiem zastanawiać i chyba jednak pójdę w kosmetykę, tak jak chciałam wcześniej. Kobiety zawsze będą o siebie dbać, a w banku wieczne spotkania z naczelnymi i stres. Ja się staram trzymać z dala od stresu więc bank zdecydowanie nie jest dla mnie. Trochę mi szkoda, bo naprawdę byłam bardzo nastawiona na tą rachunkowość, ale teraz widzę, że chyba jednak nic mi z tego nie wyjdzie. Z drugiej strony jeśli pójdę na kosmetykę, to pewnie wrócę też do paznokci, i w sumie dobrze, bo już długo nad tym myślę. Niestety ze względu na brak funduszy ciągle to przekładam w nieskończoność. Czas się wziąć za siebie. Sporo wydatków mnie czeka, ale coś za coś.   To chyba by było na tyle w drugim przeglądzie miesiąca. Koniecznie dajcie mi znać jak Wam się podoba mój przegląd, jest to dwa mnie ważne, żeby wiedzieć czy w przyszłym miesiącu też dodawać taki post. 

  
Jestem ciekawa jak u Was wyglądał maj?   No i oczywiście zachęcam Was do komentowania postów, co sprawia mi wielką radość.  
A teraz zapraszam Was na trochę zdjęć. 

 
 niezdecydowana.


Niebo po burzy



Na żywo widoki przepiękne


A w maju znajduje się kokardki na krzakach :) 



Uwielbiam zapach kwitnącego bzu